Rowerowa wolność
Gdy zima dobiegała końca, czułam się jakaś taka bez energii. Miałam tego dosyć, nie chciałam czuć się jak „flaki z olejem” Postanowiłam to zmienić i się rozruszać. Nie to żebym była totalnie „zardzewiała”, ale kondycja już nie ta, co kiedyś a i po ciąży kilka kilogramów zostało i kolokwialnie mówiąc „pupa mi ciążyła”. Postanowiłam ruszyć się z kanapy i poprawić formę. Kiedyś biegałam i namiętnie grałam w tenisa stołowego, ale było to lata świetlne temu.
Początkowo były to wieczorne ćwiczenia w zaciszu domowym, ale czegoś mi w nich brakowało, czułam niedosyt. Później za namową Żakliny zaczęłambiegać. Były to niedalekie dystanse po 3-4 km tuż przy okolicznych ścieżkach rowerowych, co drugi czy trzeci dzień.
Nadeszła wiosna, na trasie zaczęłam spotykać coraz częściej cyklistów i po trochu zazdrościłam im tej jazdy. Coraz mocniej kiełkował w mojej głowie pomysł zakupu jednośladu. Na rowerze nie jeździłam może 100 lat, no dobra przesadzam, ale z 15 by się uzbierało. Biłam się z myślami czy zakup roweru to będzie dobry pomysł czy nie będzie na jeden sezon, ale w końcu poszłam za ciosem i podjęłam decyzję: kupuję własne dwa kółka!
Jak typowa kobieta najpierw przeczytałam liczne blogi i fora rowerowe by oswoić temat i nie zostać nabita w butelkę przez sprzedawców. Zwiedziłam kilka sklepów porównując sprzęt i ceny zanim dokonałam wyboru tego jedynego.
Zakup roweru okazał się strzałem w dziesiątkę! Do dziś pamiętam uczucie miękkich nóg po pierwszych kilometrach. Pokochałam tę formę ruchu, na nowo przypomniałam sobie czasy dzieciństwa i to przyjemne uczucie, gdy ciepły wiatr rozwiewa włosy. To jedna z rzeczy którą robię tylko dla siebie. Dla własnego lepszego samopoczucia, frajdy i odpoczynku. Teraz w każdej wolnej chwili, (jeśli pogoda na to pozwala) wsiadam na mojego dwukołowca i najczęściej wybywam za miasto. Uwielbiam jeździć polnym i leśnymi dogami, z dala od miejskiego zgiełku, mam wtedy poczucie wolności. Odpoczywam od hałasu i ładuję akumulatory, odcinam się od problemów jestem tylko ja, rower i natura. Po takim wysiłku czuję się… wypoczęta psychicznie, trochę zmęczona fizycznie. Lubię wtedy odpocząć siedząc na trawie przy strumieniu słuchając żabiego rechotania. Póki co nie szaleję, pokonuję przeważnie trasy 8 – 16 km, ale nie powiem, mam już chrapkę na dłuższe.
Na swojej ulubionej trasie nie raz spotykam innych rowerzystów. Przedział wiekowy jest duży, można by rzec do roku do stu jeden lat. Maluchy w fotelikach czy przyczepkach, starsze dzieci na swoich rowerkach. Obowiązkowo każde w kasku rowerowym. Kubie jeszcze ciężko byłoby dotrzymać tempo, wiec podróżuje w foteliku zamontowanym na rowerze męża. Takie rodzinne wycieczki organizujemy przeważnie w weekendy. Liczę, że zarażę Kubę bakcylem bicyklowym i za jakiś czas samodzielnie już będzie dawał radę jechać z nami na swoim dwukołowcu. Póki co, mały rowerzysta śmiga na rowerku biegowym i czterokołowym przy naszej pieszej asyście.
Zawsze lubiłam jeździć na rowerze ale już nie pamiętam, kiedy to ostatni raz robiłam. 🙂
Jak byłam młodsza to rower był nieodłączną częścią mojego życia, wszędzie jeździłam, do szkoły, do kościoła, do koleżanek, do sklepi a teraz nawet roweru nie posiadam..
W ogólne z aktywnością u mnie słabo ostatnimi czasy. 🙂
Ja też nie pamiętałam co to jazda na rowerze, dlatego stęskniona z przyjemnością kupiłam rower i ruszyłam na podbój miejscowych i okolicznych tras rowerowych.
Sama dla siebie niestety nie jeżdżę ale uwielbiam nasze wspólne wyprawy rowerowe. Córka odkąd skończyła roczek jeździ z nami na wycieczki rowerowe jak tylko czas i pogoda pozwoli. Teraz ma juz 2,5 roku i świetnie porusza się na rowerku biegowym. Mój mąż za to jest wielkim miłośnikiem rowerów i już nam zapoowiada, że może za rok może dwa wybierzemy się w taką naprawdę długą wakacyjną wyprawę rowerową, a więc nie możemy się doczekać 🙂 A tak swoją drogą to cieszy mnie fakt, że teraz jest tak dużo miłośników rowerowych od najmłodszych po naprawdę starsze osoby i że moje dziecko póki… Czytaj więcej »
Rodzinne wycieczki rowerowe to jest to 😀 Aktywny wypoczynek połączony ze świętną zabawą.
Wyprawa rowerowa- brzmi super 🙂 Dobrze zaplanowana trasa, zaopatrzenie i można śmiało ruszać przed siebie
Mnie namówiła po kilku latach sąsiadka, wszystko fajnie, ale po 8 kilometrach myślałam że mi tyłek do siodełka przyrósł 😉 ale jeśli będzie chciała kontynuowac rowerowe wypady, jestem za 🙂
Tyłek musi się przyzwyczaić :D, też to przerabiałam na początku jazdy. Teraz wszystko ok, jakbyś nadal czuła dyskomfort (mimo regularnej jazdy) to zakup nakładkę żelową na siodełko.
Ja wsiadłam na rower kilka dni temu, po 8-letniej przerwie. Młoda zamontowana na rowerze taty pojechała z nami. Zrobiliśmy grubo ponad 20 km, poczułam wspaniały skok endorfin! Mąż też, i Dzieciorce też się spodobało 😉