O domu, który kocham
Gdy wracam z pracy, gdy pokonuję ostatni odcinek drogi, cieszę się tym momentem. Delektuję się zapachem ogrodu i rozkoszuję widokiem, jaki rozpościera się przede mną. Dom – mój azyl. To jemu chciałam poświęcić dzisiejszy tekst. Będzie mi miło, jeśli będę mogła dziś Was w nim ugościć. Chodźcie!
Mieszkam w domu wybudowanym przez moich dziadków. W budynku z dużymi oknami, które dają dużo światła i piękne widoki. Z wnętrzami, które są w stanie opowiedzieć niejedną historię. Zieleń wokoło i obecność dzikich leśnych zwierząt sprawia, że ciężko uwierzyć, że to środek dużego miasta.
Pamiętam opowieści babci, jak ciężko budowało się w latach siedemdziesiątych, jak sami wypalali cegły, a murarz, który robił schody, po odebraniu zapłaty tuż przed skończeniem roboty, więcej się nie pojawił. Dom, w którym mieszkam, ma niewątpliwie swoją historię, częściowo utrwaloną na czarno-białych zdjęciach. Lubię fotografię babci i dziadka, którzy wraz ze swoim synem, a moim tatą, dumnie stoją przed prawie gotowym budynkiem. Ważne są dla mnie zdjęcia murów, ogrodu, wnętrz i osób, które mieszkały lub gościły pod tym dachem. Jestem sentymentalna i chętnie wracam do wspomnień oraz zasłyszanych historii.
Dom przeszedł niejeden remont i modernizację. Każde pokolenie, które w nim mieszkało, chciało urządzić go po swojemu, podkreślić swoją indywidualność i czuć się dobrze w tych czterech kątach. Wraz z mężem też wprowadzałam swoje pomysły i przeprowadzałam metamorfozy, zmieniając kolejne pomieszczenia, urządziłam go w nowoczesnym, funkcjonalnym stylu. Dla mnie bardzo ważna jest dusza i klimat wnętrz, dlatego zostawiliśmy pewne detale, które są w domu od samego początku. Uwielbiam na przykład przykuchenną spiżarnię – i nie wyobrażałam sobie, by wymienić do niej drzwi. Zostały więc stare, poddane jedynie renowacji, a na haczyku nadal wisi miotła mojej babci. Najlepsza miotła na świecie, na której drewnianym trzonku pewnie nadal są odciski babcinych dłoni. Albo dębowe schody, które prowadzą na piętro – jako dziecko zjeżdżałam po nich na pupie. I kilka przedmiotów znalezionych, wygrzebanych i reanimowanych. Zmieniły się natomiast wszystkie tkaniny – zasłony, poduchy, dywany. Przytulności dodaje koc na kanapie, czekający na popołudniowy odpoczynek z książką. Zmieniły się też kolory, bo najlepiej czuję się w bielach i szarościach. Choć pamiętam, że dawno temu hol także był pomalowany na szaro.
Za to w wazonie od lat te same kwiaty 😉 Staram się, by w ogródku nadal królowały ulubione gatunki babci – róże, dalie, rudbekie, kosmosy… Najsłabiej udaje mi się to z irysami, do których nie mam serca, a może po prostu ręki.
Dom z duszą to taki, który wypełniony jest ciepłem i klimatem sprawiającym, że chcesz w nim po prostu być. Kocham mój dom i czuję, że ciepła, pozytywna atmosfera wypełnia każdy jego kąt. Staram się, by pachniał czystością, zapachową świecą, upieczonym chlebem i ciastem. Nie ma piękniejszych pobudek niż tu, gdzie ptaki śpiewają i piękniejszych zachodów słońca, które podziwiam z okna sypialni. Dziękuję, że mam swoje miejsce na ziemi.