Kultura 8 lutego 2024

Przesądy o biżuterii

Przesądy o biżuterii praktycznie nie mają już racji bytu. Coraz rzadziej szukamy informacji na temat kamieni i ozdób, które nosimy na co dzień lub od święta. Nie da się jednak ukryć, że dawniej przypisywano biżuterii szczególną moc – dobrą lub złą. Jesteście ciekawi?

Przesądy o biżuterii – znaczenie tych kamieni musisz znać 

 

Perły zakazane na ślubach

Perły są bardzo cenionymi kamieniami (chociaż de facto perła to nie kamień) ozdobnym, ale całkowicie zakazanym na ślubach. Ba! Nawet w pierścionku zaręczynowym nie powinno być perły. 

Średniowieczni sarmaci postrzegali perły jako łzy aniołów i zapewne stąd wzięło się przekonanie, że perły na ślubie oznaczają płacz w małżeństwie. Dziś ten przesąd chyba nie jest jakoś szczególnie mocno przestrzegany, bo coraz częściej można zobaczyć panny młode z perłami na szyi i we włosach. 

 

Opal zwiastuje nieszczęście lub śmierć 

Opale to bardzo ładne kamienie, ale… można je podarować jedynie osobom, które urodziły się w październiku. Wszystkim innym taki prezent przyniesie pecha, a nawet może być zwiastunem śmierci. Co ciekawe, opale są „przeklęte” nie tylko w naszej kulturze, ale też wielu innych. 

 

Bursztyn zapewnia szczęście w małżeństwie 

Bursztyn to trochę niedoceniona ozdoba, szczególnie w Polsce. Może dlatego, że mamy go na wyciągnięcie ręki? 

W każdym razie dawniej wierzono, że ten dar morza jest symbolem szczęścia małżeńskiego, a obdarowana nim panna wkrótce wyjdzie za mąż i urodzi wielu synów. 

Do dziś istnieje przekonanie o leczniczych właściwościach bursztynu i wyciąganiu przez niego złej energii. Czy to prawda? Nie wiem, ale lubię bursztyny. 

 

Diament symbolem sukcesu 

Diamenty niewątpliwie mają dobry PR, bo ani one rzadkie, ani przesadnie piękne, a jednak od lat są najbardziej pożądanymi kamieniami szlachetnymi i do tego dość drogimi, chociaż nie są tak rzadkie, jak jadeit czy painit. 

Obiegowa opinia głosi, że diamenty noszą osoby niezależne i odnoszące sukcesy. A że szczęściu warto pomagać, może tak kupić sobie mały diamencik, żeby owe sukcesy przyciągnął? 

 

Te prezenty są głęboko zakorzenione w przesądach o biżuterii 

 

Srebro chroni przed złem 

A dokładniej – odstrasza złe duchy. Niezależnie od tego, czy w nie wierzymy, czy też nie, srebrna biżuteria jest ładna i tania, warto sobie lub komuś bliskiemu sprawić taki upominek. 

        

Zegarek to kiepski pomysł na prezent 

Tak głosi przesąd i trochę kłóci się to z faktem, iż jeszcze kilka dekad temu zegarek był tradycyjnym prezentem komunijnym. Niemniej do dziś wiele osób wierzy, że wręczenie zegarka oznacza rozstanie. Mowa tu nie tylko o zakochanych, którzy zapewne nie doczekają ślubu. Zegarka nie powinniśmy też wręczać rodzicom, dziadkom, a nawet dzieciom. A co z pierwszą komunią? Noo… może daje jakąś dyspensę ;-). 

 

Łańcuszek cementuje związek 

Zaczynam rozumieć, czemu mężczyźni i kobiety tak chętnie obdarowują się łańcuszkami. Dotychczas myślałam, że to po prostu wygoda, albo… brak pomysłu na prezent, bo ile tych łańcuszków można mieć? Otóż im więcej, tym lepiej, bo każdy łańcuszek coraz mocniej przywiązuje do nas partnera. 

 

Bransoletka to symbol kajdan 

Uwielbiam bransoletki i na szczęście kupuję je sobie sama. Na szczęście, bo bransoletka symbolizuje kajdany w związku lub przyjaźni. Jeśli nie chcemy się czuć przytłoczeni, ograniczeni, zdominowani i zniewoleni nie powinniśmy takich prezentów przyjmować. Chociaż… jakby się dobrze zastanowić, to za wiele z tych bransoletek zapłacił mój mąż, a ja się nie czuję źle w małżeństwie, chorobliwej zazdrości u niego też nie widzę. Może samodzielne wybieranie zdejmuje zły urok? 

 

Czterolistna koniczyna na szczęście

O magicznych mocach czterolistnej koniczyny słyszał chyba każdy i dyskusja czy działa, czy nie, jest bezprzedmiotowa. Warto natomiast wiedzieć, że moc ma nie tylko świeżo zerwany listek (a ściślej – cztery listki), ale też zawieszka na łańcuszku lub bransoletce. A że czterolistna koniczyna to charakterystyczny kształt, może być zrobiona z dowolnego kruszcu lub kamienia. Równie dobrze zadziała plastik jak i szafir. 

 

Serce na miłość 

Brakuje ci w życiu miłości? Chcesz pomóc osobie samotnej? Jest i na to sposób. Wystarczy nosić biżuterię w kształcie serca. Mogą to być zawieszki do łańcuszków, kolczyki, pierścionki, medaliony, nawet spinki do włosów. Jest wielce prawdopodobne, że serce przyciągnie drugie serce. 

 

Krzyżyk… na drogę?

O biżuterii z krzyżykiem krąży mnóstwo złych legend. Ponoć wręczenie takiego prezentu to zwiastun szybkiego zakończenia znajomości. Mało tego, krzyżyk na prezent może być odebrany jako życzenia wszystkiego najgorszego. Równie dobrze można dać komuś czarnego kota. 

 

Przesądy o biżuterii są jak każde inne, można wierzyć, można nie wierzyć. Są jednak osoby, które traktują je niezwykle serio, dlatego, zanim kupimy biżuterię na prezent, upewnijmy się, na co tak naprawdę możemy sobie pozwolić. 

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Lifestyle 8 lutego 2024

Zdrowie na talerzu w szkole? Nadal bywa różnie

Szkoła to ważne miejsce, nie tylko ze względu na naukę naszych dzieci, ale też ich żywienie. Posiłek w szkole jest ważny, bo daje siłę, energię i …niestety często dostarcza za dużo cukru czy niezdrowego tłuszczu. Przecież jogurt jogurtowi nierówny. Jak wygląda prawodawstwo dotyczące zamówień żywności do szkół? I dlaczego intendentem powinna być osoba, która zna się na zasadach zdrowego żywienia?

Zamówienia żywności do placówek oświatowych podlegają regulacjom prawnym. Z jednej strony mają one charakter scentralizowany – bo działa tutaj ustawa o prawie zamówień publicznych (brak słowa o tym, jak zamawiać żywność), z drugiej – rozporządzenie ministra zdrowia, które wskazuje na to, co może być sprzedawane w sklepikach szkolnych i jak powinno być skomponowane szkolne menu, ale nie ma mowy o składzie samych produktów.
Jak podkreśliła w czasie swojego wystąpienia pt. „Zrównoważone zamówienia publiczne żywności” dr n. o zdr. Katarzyna Brukało, dietetyk kliniczna, ekspertka Europejskiej Federacji Stowarzyszeń Dietetyków prawo tutaj daje pewną swobodę osobie tworzącej zamówienie publiczne.
„Istnieje tutaj duża swoboda w poruszaniu się i opisywaniu produktów przez zamawiających” – podsumowała ekspertka.
Do zamówień publicznych przez żołądek
Zatem czysto teoretycznie zamówienie publiczne to nie jest skomplikowana sprawa. Do niedawna decydowała cena. Teraz drugim kryterium jest okres płatności faktury. Natomiast –  jak pokazała na przykładzie dr Brukało –  w rzeczywistości sprawy mogą nie być aż tak proste. Zacznijmy od zakupów.
„Na naszej liście zakupów pojawia się jogurt owocowy i założę się, że każdy pomyślał o innym (…) Jak to opisać? Jak to zrobić, bo w zamówieniach publicznych nie ma miejsca na domysły” – zastanawiała się specjalistka zdrowia publicznego.
Jednocześnie zaznaczyła, że faktycznie w zamówieniu może pojawić się zarówno jogurt, który w swoim składzie będzie mleko, cukier, 4 proc. owoców, skrobię modyfikowaną, dużo koncentratu z marchwi, by podbić kolor, jak i taki, który zawiera w sobie tylko jogurt naturalny i owoce.
Jak zapisać to w zamówieniach publicznych, by dostać ten drugi? U nas nie ma takich regulacji” – podsumowała.
5 g robi różnicę
Dr Brukało przytoczyła też wyniki badania, którego była współautorką. Porównano w nim zawartość cukru w jogurtach owocowych. Wahała się ona w przedziale 10-15 g na 100 g produktu. Wydawać by się mogło, że 5 g cukru to żadna różnica – raptem jedna łyżeczka, ale gdy „mały Jasio” – kontynuowała dietetyk kliniczna –  dostaje dodatkowo taką ilość przez 300 dni w roku, to otrzymuje rzeczywiście w ciągu tego okresu 1,5 kg cukru więcej.
Jeszcze gorzej wygląda sprawa w przypadku np. kiełbas suszonych i wędzonych. Tutaj są spore rozbieżności – między 27,8- 42,3 g tłuszczu na 100 g produktu.
„Ta różnica powoduje, że Jasio, który codziennie będzie dostawał plasterek kiełbasy (ok.100 g) w ciągu roku naskłada dodatkowo do 4,5 kg tłuszczu”  – podkreśliła badaczka.
Co w takim razie zrobić w kontekście zamówień publicznych, by do stołówek trafiały te zdrowsze produkty? Należałoby  doprecyzować skład produktów. I tutaj pojawia się ważna osoba, która odpowiedzialna jest właśnie za zamówienia publiczne żywności w tego typu placówkach – dyrektor albo intendent. Tym ostatnim „na dobrą sprawę może być każdy”. Takie zamówienie robi się raz w roku.
„Jeśli zakupy dotyczą jednostki publicznej (np. szkoły – red.) to koniecznie potrzebny jest specjalista do spraw zamówień publicznych” – podsumowała specjalistka i dodała, że nie powinna być to przypadkowa osoba. Z pewnością powinna znać się na zasadach zdrowego żywienia, a zamówienie składać świadomie, nie na wzór przypadkowo ściągniętego z internetu zamówienia czy w oparciu o to, co zamawia placówka oświatowa „za płotem”. Tak jest pewnie najłatwiej. Ale tutaj chodzi o zdrowe żywienie dzieci, więc zakupów nie należy rozpatrywać w kategorii kosztów, ale inwestycji.
Przyglądać się albo walczyć
Dr n. o zdr. Katarzyna Brukało przypomniała, że Urząd Zamówień Publicznych wydał oficjalną informację, że „w ramach zamówień na dostawę żywności lub usługi cateringowe zamawiający mają możliwość uwzględnienia szeregu czynników o charakterze środowiskowym.
Zalicza się do nich m.in.:
  • nabywanie ekologicznej żywności;
  • nabywanie wyprodukowanych lub złowionych w sposób zrównoważony produktów akwakultury i morskich;
  • nabywanie produktów zwierzęcych spełniających wysokie standardy w zakresie dobrostanu;
  • nabywanie produktów sezonowych;
  • nabywanie produktów luzem lub w opakowaniach zawierających duże ilości surowców pochodzących z recyclingu;
  • wykorzystywanie sztućców, naczyń, wyrobów szklanych i obrusów wielokrotnego użytku;
  • wykorzystanie przyjaznych dla środowiska wyrobów papierowych;
  • selektywną zbiórkę odpadów i szkolenie pracowników;
  • ograniczenie stosowania niebezpiecznych chemikaliów oraz korzystanie z przyjaznych dla środowiska środków czyszczących oraz do mycia naczyń.”
„To świetne rozwiązania. Tego chcemy. Tylko proszę zwrócić uwagę na słowa: „mają możliwość”. Kto się na to zdecyduje? Gdy mamy możliwość to mamy dwie opcje: albo obserwować to wszystko, jak (oracz i jego syn – red.) bociany u Chełmońskiego i lepiej się do tego nie zbliżać, bo nikt nie wie, jak to przeprocedować albo idziemy na Grunwald – zaczynamy walczyć” – stwierdziła dr Brukało.
Przy okazji zwróciła uwagę na to, że w systemie są pieniądze, tylko należy je „rozsądnie inwestować”. Co to oznacza? Podała przykład zamówienia publicznego żywności pewnej szkoły podstawowej z 2022 r. Znalazło się w nim m.in. 150 kg boczku wędzonego i 120 kg mortadeli.
„Chyba nie tak to powinno działać?” –  zastanawia się.
Wartość zamówień publicznych w Polsce, to w 2020 r. wyniosła ona ponad 180 mld zł, z tego 8,3 mld zł (4,5 proc.) stanowiły zamówienia publiczne żywności. Tymczasem NFZ na profilaktykę wydał 37 razy mniej.
Ekspertka zaznaczyła, że te zamawiane dla dzieci produkty powinny być ekologiczne, regionalne. Nie powinny zawierać składników modyfikowanych genetycznie, sztucznych dodatków i wzmacniaczy smaku, a na przykład ryby powinny pochodzić np. ze zrównoważonych i certyfikowanych połowów.
„To jesteśmy w stanie przeprocedować w ramach zamówień publicznych”  – podkreśliła.
Dodała, że można mieć też wpływ na to, jak podawana jest ta żywność. Na przykład można oznaczać żywność dla dzieci ze specjalnymi dietami (alternatywne dania). Ograniczać spożycie mięsa, wprowadzać więcej warzyw i owoców.  Dodatkowo ważne jest to, by tej żywności nie marnować oraz szkolić kadrę, ale też samych rodziców.
Pomocny w opisywaniu produktów do zamówień publicznych żywności może być podręcznik zawierający kryteria jakościowe (https://bestremap.sum.edu.pl/). Tym bardziej że nadal intendent opisując zamówienie  – jak zauważyła ekspertka –  sięga do tego sprzed roku albo sprawdza, jak wygląda to w sąsiednich placówkach.
„Zróbmy to porządnie. Raz a dobrze. I niech ten jogurt truskawkowy będzie z truskawkami, a nie z sokiem marchewkowym czy burakowym” – poradziła.
Źródło:
Panel ekspertów pt. „Propagowanie i wdrażanie zdrowego odżywiania” z 24 stycznia br.
Źródło informacji: Serwis Zdrowie
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Podróże 7 lutego 2024

Ferie na półmetku: górale narzekają, za to jest w czym przebierać

Po mocnym starcie z warszawskimi turystami w roli głównej zimowe ferie wytraciły rozpęd. Na Krupówkach tłumów brak, a górale z Zakopanego narzekają na obłożenie niższe, niż to, jakiego spodziewali się po udanym okresie noworocznym. Z drugiej strony ci, którzy dopiero planują wyjazd, mogą bez problemu przebierać w ofertach z korzystną ceną – półmetek ferii podsumowują eksperci Nocowanie.pl.

Zimowe ferie przekroczyły półmetek. Przerwę od szkolnych zajęć ma teraz młodzież z lubelskiego, łódzkiego, podkarpackiego, pomorskiego i śląskiego, a od 12 lutego ostatnia tura zimowego wypoczynku obejmie województwa: kujawsko-pomorskie, małopolskie, lubuskie, świętokrzyskie i wielkopolskie. Po tym, jak apetyty właścicieli obiektów noclegowych rozbudziła pierwsza tura ze znaczącym udziałem turystów z Warszawy, ruch nieco osłabł, a jak podaje Tatrzańska Izba Gospodarcza w Zakopanem obłożenie sięga 60%.

„Chociaż sytuacja może się jeszcze poprawić, bo przed nami jeszcze jedna tura ferii, a Polacy coraz częściej podejmują decyzję o wyjeździe w ostatniej chwili, to faktycznie gospodarzom z Zakopanego trudno będzie zaliczyć ten sezon do szczególnie udanych” – mówi Agnieszka Rzeszutek, ekspert Nocowanie.pl.

Jak podkreśla, wynika to też z tego, że w tym roku stolica Tatr podzieliła się turystami z innymi miejscowościami.

„Wzrosła na przykład popularność Krynicy-Zdrój, która goni Zakopane i zajmuje mocne drugie miejsce na liście najchętniej wybieranych na ferie miejscowości w naszym serwisie, za sprawą interesującej oferty, ale też cen, które kształtują się tu średnio na poziomie 98 złotych za osobę za noc, a więc niżej niż w Zakopanem, gdzie średnia w sezonie wynosi 106 złotych” – wyjaśnia Rzeszutek.

Szukający oszczędności wybierają też Wisłę, Kościelisko czy Bukowinę Tatrzańską, gdzie średnie ceny również nie przekraczają 100 złotych za osobę za noc. W tej ostatniej, w lutym za osobę za noc płaci się o 14% mniej niż w styczniu, ale jak podkreślają eksperci, trudno liczyć na to, że właściciele obiektów noclegowych zdecydują się na znaczącą obniżkę cen, żeby konkurować o turystów na finiszu ferii.

„Hotelarze też mierzą się z inflacją i wysokimi kosztami prowadzenia działalności, z cenami energii, rosnącymi kosztami pracy, trudno jest im więc konkurować ceną. Chętniej konkurują rozwijaniem oferty i dodatkowymi atrakcjami” – ocenia ekspertka Nocowanie.pl.

Tym bardziej że wciąż nie brakuje chętnych na ferie premium – w wysokim standardzie i z dobrą infrastrukturą do uprawiania sportów zimowych. Stąd na liście najbardziej popularnych miejscowości zimowego wypoczynku na trzecim miejscu znalazł się Karpacz, gdzie średnia cena za osobę za noc wynosi 118 złotych za osobę za noc. Wysoko plasuje się też Białka Tatrzańska – 136 złotych. Jeszcze drożej jest w Szczyrku, który również znalazł się w pierwszej dziesiątce miejscowości wybieranych na ferie.

„Nie wiemy, czy sprawdzą się długoterminowe prognozy pogody, które pod koniec ferii przewidują nieco lepszą aurę do wypoczynku w górach, pewne jest natomiast to, że ci, którzy zdecydują się na wyjazd w ostatniej chwili znajdą wolne miejsca. Zarówno te w przystępnych cenach, jak i te oferujące wyższy standard wypoczynku” – podkreśla Agnieszka Rzeszutek.

 

 

Źródło informacji: Nocowanie.pl

Obraz Ri Butov z Pixabay

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close