Kwiaty na małym balkonie. To nie takie trudne
Kwiaty na małym balkonie to temat, którym od mniej więcej trzech miesięcy stale żyję. W ubiegłym roku pozazdrościłam pięknego, ukwieconego balkonu Agnieszce, koleżance z redakcji, w tym roku postanowiłam zaryzykować i z mojego mikro balkoniku uczynić ukwiecone miejsce.
Kwiaty na małym balkonie – co stanowi problem?
Oczywiście największą bolączką posiadaczy mikroskopijnych balkonów jest ich wielkość. Mój balkonik nazywany jest wśród znajomych “rzygałką” – ma 2,80 metra szerokości i 0,5 metra długości. Jak mi mąż zamknie drzwi od strony mieszkania, już się nie mam jak swobodnie obrócić.
Nietypowe gabaryty wynikają z faktu, że poprzednia właścicielka mieszkania większość balkonu połączyła z kuchnią. Tak niewielka przestrzeń faktycznie sprawia kłopoty z umieszczeniem w niej czegokolwiek. Przede wszystkim brakuje miejsca na to, by wstawić stoliczek czy półkę. Nawet przy próbie rozstawiania doniczek na samej ziemi szału nie ma, bo zwyczajnie wiele ich nie wejdzie obok siebie.
Innym problemem maleńkich balkonów jest brak wystarczającej ilości światła, jeśli ścianka zewnętrzna (ja tak mam) wykonana jest najpewniej z betonu. Wyobraźcie więc sobie, że szczególnie przy podłodze słońca jest niewiele. I nawet fakt, że mam balkon od strony zachodniej, fantastycznie oświetlony od godziny 13.00, mało zmienia, bo przez beton słońce nie zagląda. W bardziej komfortowej sytuacji są właściciele balustrady z krat lub czegoś na wzór pleksiglasu, który nie stanowi bariery dla promieni.
W moim odczuciu, niewielka powierzchnia i kiepskie oświetlenie to największe bolączki, które mogą zniechęcać do prób ukwiecenia.
Kwiaty na małym balkonie – dobre rady praktyka
Po pierwsze – odpowiednie doniczki na balustradę
Dla mnie doniczki zakładane na balustradę okazały się strzałem w dziesiątkę. Są bardzo wygodne, nie ma ryzyka, że przy silniejszym wietrze spadną, jak to się może stać w przypadku donic zawieszanych na haki. Nie zajmują wcale wiele miejsca – pół pojemnika jest na zewnątrz, pół po wewnętrznej stronie balkonu. Dla mnie to wielka wygoda. Jeśli planujecie doniczki na ziemię (np. dla ziół czy pomidorów), to sprawdźcie, czy bez problemu możecie je postawić obok siebie tak, żeby się nie przysłaniały. Zbyt wiele roślin może wzajemnie zagłuszać swój wzrost.
Po drugie – podwieszane doniczki
Wystarczy wiertarka, haki i odpowiednia donica. Tu filozofii żadnej nie ma, za to jest możliwość wykorzystania wolnych fragmentów ścian lub sufitu. Ja nie skorzystałam z tej opcji, bo zakupiłam coś ciekawszego – kratę z impregnowanego drewna 🙂
Po trzecie – krata na ściany
Skusiłam się na dwie kraty, które umieściłam po obu stronach okna balkonowego. To genialne rozwiązanie, bo zawiesiłam na nich łącznie 8 doniczek, zyskując sporo miejsca do wyeksponowania i doświetlenia kwiatów. Zmierzcie najpierw, jak duża ma być krata i sprawdźcie, czy da radę ją stabilnie przymocować. Jeśli macie lite ściany z płyt lub bloczków, to bez problemu zrobicie miejsce na haki wiertarką, by na stałe zamocować kratę. Gorzej, gdy, tak jak ja, macie zamiast normalnej ściany, grubą pleksę (wymóg bezpieczeństwa po przebudowie, w razie wybuchu gazu). Miałam wielkie obawy, czy wiercąc w plastiku, nie uszkodzę go i nie popęka, a okno przestanie być szczelne. Nie chciałam ryzykować, więc sięgnęłam po mniej inwazyjne rozwiązanie, czyli techniczną taśmę dwustronną.
Na pierwszy rzut oka – przejaw geniuszu twórczego. Oczyściłam ścianki i kratę w miejscach, gdzie miały się stykać, nakleiłam taśmę dwustronną i przykleiłam jedno do drugiego. Było fajnie dwa tygodnie, dopóki krata z prawej strony z hukiem nie spadła, a wraz z nią kwiaty. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że jeśli wybierać taśmę mocującą, to taką, która dźwignie nawet do 120 kg na 30 cm swojej powierzchni, w dodatku przetrzyma mrozy i wysokie temperatury. Niestety, to kosztuje. O ile za dwie kraty o kształcie trójkąta o wysokości 1,50 cm i maksymalnej szerokości 50 cm, zapłaciłam ciut ponad 20 zł, tak 1,5 metra porządnej taśmy to koszt od 30 zł wzwyż. Dwie takie taśmy idą na luzie, a może nawet i trzy, jeśli jest sporo powierzchni do przyklejenia. U mnie problemem jest to, że moje kraty stykają się z ramą okna tylko w kilku punktach. I teraz coś dla tych, którzy myślą nad takim rozwiązaniem. Nie zawieszajcie kraty nad podłogą (jak ja za pierwszym razem), a oprzyjcie jej dół na niej, resztę przyczepcie tak, by najbardziej przylegała do ściany. To zawsze stanowi przeciwwagę dla bezlitosnej grawitacji. Mam jeszcze jedną uwagę – gdy temperatura na zewnątrz przekracza 30 stopni, taśma może się zacząć pod ciężarem kwiatów rozciągać, szczególnie od góry, gdzie nacisk jest największy. Tak dzieje się u mnie, więc dla miliona procent pewności, łączenia w newralgicznych punktach zabezpieczyłam super mocną taśmą do plandek. Nie zamierzam ryzykować, że moje wychuchane kwiaty rąbną o podłogę.
Niestety, albo i stety, kratę będę musiała zdjąć jesienią, gdy kwiaty przekwitną (są jednoroczne, bo nie mam gdzie zimą ich przetrzymać), ponieważ planuję położyć płytki na podłogę – mam póki co betonową wylewkę. Wtedy postaram się kupić inne, nie trójkątne, a prostokątne, które znacznie lepiej będą pasowały do kształtu okna i będą mocniej się trzymały.
Po czwarte – kwiaty na małym balkonie. Jak wybrać?
Na małym balkoniku, nawet z kratą do pomocy, nie ma sensu upychać kwiatów, które szeroko się rozrastają lub mocno zwisają. Ja wzięłam się na sposób i kupiłam w markecie budowlano-ogrodniczym niewielkie sadzonki roślin po 4-5 zł za każdą. Wiedziałam, że za taką cenę nie dostanę czegoś zapierającego dech w piersi swoją wielkością, za to na pewno kilku kwiatów się doczekam. Postawiłam na petunie i pelargonie, które nie są nie wiem jak wielkie, za to kwiatów mają od groma, ale to już zasługa odpowiedniej pielęgnacji. W doniczkach na balustradzie wysiałam z ziaren nasturcję niską z maciejką, bo bardzo dobrze znoszą przesuszenie – słońce przygrzewa od balustrady w górę naprawdę ostro.
Zwróćcie uwagę nie tylko na gabaryty roślin, ale i na to, jakich warunków one potrzebują, by zdrowo rosły i obsypywały się kwieciem. Przyznam szczerze, że lawenda mi zdechła na podłodze balkonu, bo miała zbyt mało słońca. Za to mięta, bluszcz i szczypior, radzą sobie fantastycznie w zacienieniu. Po słonecznej stronie balkonu na kratach mam różnokolorowe petunie i bazylię, a na podłodze poziomki, pomidory i lubczyk. Na balustradzie wspomnianą nasturcję i maciejkę.
Kwiaty na małym balkonie tworzą fajny klimat i czynią go bardzo przytulnym. Lubię tak sobie postać wśród zieleni i odetchnąć. To cudowna odmiana dla betonowej pustyni, na którą znajomi wychodzili wypalić papierosa. Teraz, zamiast psuć sobie zdrowie, będą wąchać kwiatki 😉