Gdy przychodzi maleństwo na świat, rodzice nawet przez chwilę nie myślą o kłopotach, jakie mogą ich spotkać w najbliższym czasie. A jest tego trochę – kolka, ulewanie, kłopoty ze snem oraz – tak jak w naszym przypadku – sapka. Ta nieszczęsna sapka długo spędzała, i to dosłownie, sen z naszych powiek. Temu, kto nie wie czym jest to ustrojstwo, rozjaśnię trochę w głowie. Nosek dziecka przestaje być drożny, maluch ma trudności ze swobodnym oddychaniem, świszczy, bulgocze i sprawia wrażenie, jakby miał duży katar. A nosek nie jest zatkany, lecz obrzęknięty w środku.
Sapka to częsty kłopot u maluchów
Sapka to niby nic strasznego, a jednak biorąc pod uwagę że niemowlę oddycha przede wszystkim noskiem, to zaczyna się prawdziwy problem. Koniec ze spokojnym karmieniem, o śnie w moim przypadku również mogliśmy zapomnieć. Czego ja nie próbowałam żeby ułatwić małemu oddychanie! Oczywiście najpierw odwiedziliśmy pediatrę, żeby dowiedzieć się czegoś więcej na temat sapki. Tam dostaliśmy wskazówki co zrobić, i niestety również informację, że czasem nie da się pozbyć sapki i trzeba poczekać aż maluszek wyrośnie z niej. A czasem to może trwać nawet do roku czasu. Rok czasu bez zdrowego snu? O nie, ja się na to nie pisałam!
Sapka – moje sposoby na niemowlęcy problem
Najpierw zadbałam o zapewnienie w sypialni nawilżonego powietrza (nie mam nawilżacza, więc w ruch poszedł garneczek z zagotowaną wodą i zmoczony ręcznik, dobrze wypłukany z detergentów) oraz obowiązkowe wietrzenie przed każdą drzemką. Przykręciłam kaloryfery tak, aby było chłodniej, ale nadal komfortowo. Przy okazji, okropnie się bałam że zaziębię synka, ale jedyny efekt był taki, że mały wysypiał się naprawdę o niebo lepiej. Ja zresztą też.
Kolejna rzecz to regularne spacery (w zimę nie zawsze o nie łatwo) bo sapka często pojawia się u dzieci przebywających non stop w domu. Zimno obkurczało śluzówkę noska i to był jedyny moment w ciągu dnia, gdy Wojtek potrafił ciągiem przespać dwie godziny. Jak nie było opcji spacerów, a w nosku charczało mocniej, nawilżałam go wodą morską w sprayu. Jak trzeba było to oczyszczałam nos katarkiem. Może efekt nie był spektakularny, a jednak mały oddychał lżej.
Za radą pediatry zwróciłam uwagę na to co jem, ponieważ sapka bywa efektem alergii na pewne produkty u dzieci karmionych piersią, szczególnie nabiał. Dietę odpuściłam po 3 tygodniach bo nie było żadnej poprawy u Wojtka.
Oczywiście mimo zamiłowania do ładu i czystości w domu, zwróciłam większą uwagę na kurz, oraz za radą koleżanki usunęłam pierzynę z gęsiego puchu z sypialni. I bingo!. Wydawało się że to przyczyna całego zła, bo sapka jak ręką odjął minęła. Choć tylko na dwa tygodnie i wszystko zaczęło się na nowo, i nie pytajcie mnie z jakiej przyczyny.
Od innej koleżanki dostałam podpowiedź, że można kupić krople doustne dla alergików dla dzieci po 1 miesiącu życia. Najpierw zapytałam pediatry, i faktycznie dostałam zalecenie 3 razy dziennie po 5 kropelek. Okazało się że poprawa (nie pozbyliśmy się sapki do końca) przyszła szybko. Do tej pory jak coś się dzieje u Wojtka w nosku, to sięgam po te kropelki.
Nie sprawdził się u nas natomiast preparat w spray`u obkurczający śluzówkę nosa dla dzieci po 3 miesiącu życia. Ale cóż, jak człowiek w desperacji, to każdego sposobu się chwyci, byle tylko pomóc dziecku.
Koniec końców sapka męczyła małego 3 miesiące, a minęła pewnego pięknego dnia, gdy mały miał gorszy humor i postanowił zapłakać się na amen. Po prostu. Nie wiem jak, nie rozumiem, ale po płaczu wydzielina spłynęła z noska i nigdy więcej nie usłyszałam już charakterystycznego sapania.
Inne, wyjątkowe – PRZEPYSZNE!!!!
MNIAM!
Mmmmm ale mi smaka narobiłaś!!
Koniecznie wypróbuję!
Takie wytrawne muffinki często goszczą u mnie na kolację. Najczęściej używam mozarelli i nie raz do środka dodaję dodatkowo pomidorki oraz zioła prowansalskie.