Od początku ciąży byłam przekonana o tym, że będę karmić piersią. W zasadzie nie brałam pod uwagę innej możliwości. W końcu karmienie piersią nie jest takie trudne – myślałam. Niestety, nie brałam też pod uwagę trudności, jakie mogę napotkać…
Moje karmienie piersią od początku było trudne. Mój wczesniaczek nie umiał dobrze ssać piersi. Nie potrafił jej złapać na dłużej niż kilka sekund. Im dłużej próbował złapać tym bardziej się denerwował, a co z tym idzie coraz trudniej było mu ją uchwycić. Istne błędne koło. Dziecko krzyczało niemiłosiernie z głodu i zdenerwowania. Ja próbowałam różnych pozycji: na leżąco, na siedząco – pomimo bólu, spod pachy i nic. Walczyliśmy tak po 20-40 min zanim prawidłowo załapał by po chwili znów puścić. Ja wyczerpana bezradnością, mały swoim krzykiem, który niósł się po cały oddziale i denerwował niektóre położne. Prosiłam o pomoc położne, pomagały, ale niekiedy i im ręce opadały z bezradności. Brodawki idealne, a tu nici z ssania (synek tylko zagryzał brodawki dziąsłami i wargami). Sutki miałam całe poranione, obolałe, krwawiące. Tygodniowy pobyt w szpitalu minął na codziennej prośbie o pomoc. Niektóre położne twierdziły, że po tylu dniach w szpitalu powinnam już umieć karmić. Faktycznie, umiałam jak dzieciaczek dobrze się przyssał. Postanowiłam sama uczyć go ssania podając mały palec. I tak się nawzajem uczyliśmy.
Pobyt w szpitalu wiązał się ze „stresem laktacyjnym”. Otóż niektóre połóżne były zwolennikami tzw. dokarmiania. Sztuczne mleko dostawały prawie wszystkie noworodki na oddziale – bo płakały – „bo na pewno głodne”, bo słabo przybierały. Wystarczyło, że mama pojechała w nocy do pokoju pielęgniarek odpowiedzialnych za opiekę nad noworodkami. Nie chciałam by mojemu dziecku podawano mleko modyfikowane. Pokarmu miałam pod dostatkiem, chwilami myślałam, że i dwójkę bym wykarmiła. Za radą jednej młodej położnej mąż przyniósł mi laktator. Mój synek z powodu żółtaczki nie przybierał szybko na wadze, ponadto miał spory spadek wagi, dlatego musiałam pilnować by się najadał. Gdy próba przystawienia do piersi się nie udawała, odciągałam swój pokarm i podawałam małemu strzykawką. Mleko lałam na palec, który znajdował się w buzi synka i imitował sutek, tak by mały go ssał. Jak przestawał wówczas i ja robiłam przerwę w dostarczaniu mleczka. Neonatolog na każdym obchodzie mówiła, że nie wyjdziemy ze szpitala póki mały się nie nauczy ssać piersi, bo w domu sobie z tym nie poradzę. Tu, mam kogo prosić o pomoc. Faktycznie, jak prosiłam o pomoc, to im częściej, tym bardziej podirytowane były położne. Denerwowałam się po każdym obchodzie, ale mocno zaciskałam zęby i pomimo krwawiących sutków często przystawiałam synka do piersi.
Po powrocie do domu „ból” związany z karmieniem nie mijał, zaczęłam więc, szukać informacji – pytałam mamę, teściową, koleżanki, szperałam w Internecie. Płakałam razem z moim dzieckiem. Mężowi mówiłam, że mam już dość ciągłego dokarmiania, zamartwiania się, że mały nie umie ssać. Na zmianę próbowaliśmy przystawiać synka do piersi a następnie dokarmialiśmy. Mleko podawaliśmy strzykawką (nie chciałam by od razu odrzucił pierś na rzecz butelki). Na licznych forach dla młodych mam wyczytałam, że ratunkiem mogą być silikonowe kapturki. To był strzał w 10-tkę. Maluch lepiej radził sobie z ssaniem piersi. Łapał od razu a jeśli jeszcze chciał a mleko już słabiej przez nie płynęło, odciągałam resztę i podawałam już (po rozmowie z położną) butelką. Z czasem coraz częściej zdejmowałam kapturki, aż któregoś dnia synek wypił mleczko bez nich. Radość i wzruszenie nie do opisania.
Kolejnym problemem były ciągłe zastoje pokarmu. Likwidowałam jeden pojawiał się kolejny. Ból niesamowity, mleko rozsadza piersi, które są twarde jak kamień. Bez pomocy męża się nie obyło. Mąż ściągał ręcznie mleczko, bo synek, laktator czy ja nie dawaliśmy rady. Niekiedy zator robił się tuż po karmieniu. Zawodził ciepły prysznic, kapusta czy masowanie. Nie wiedziałam, czemu tak się dzieje. Pomogła wizyta w Poradni Laktacyjnej. Konsultantka pokazała mi pozycję, która uratowała moja piersi przed zapaleniem a męża przed oralną pomocą. Jeśliby pozycja zawiodła, mój kochany małżonek musiałby sam zassać pierś i wyssać deko mleczka a później przekazać pierś synkowi. Na szczęście dla ślubnego, który oswoił się z myślą takiej pomocy, pozycja zadziałała. Później za każdym razem, gdy czułam grudki w piersi od razu ją stosowałam. Kładłam synka na dywanie na kocu. Sama klękałam na czworaka i ustawiałam się tak by żuchwa synka była skierowana na miejsce, w którym miałam zator. Kilka zassań i nie było śladu po „korku” na mlecznej autostradzie.
Dzisiaj – w prawie 11 miesięcy od tamtej chwili – mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa z powodu karmienia piersią. Laktacja się unormowała, minęły liczne zastoje. Synek ślicznie ssie. Rozbraja mnie tym, iż gdy tylko położę go obok siebie kładzie się na boczku, otwiera buźkę i łapie za bluzkę, jakby chciał powiedzieć – Mamo szybciej, już jestem gotowy. Nie wiem, skąd miałam tyle siły, żeby walczyć ze wszystkimi przeciwnościami, ale teraz mogę być z siebie dumna i mam pewność, że zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby dać mojemu dziecku to, co mam najlepszego. Nieoceniona była pomoc i wsparcie mojego kochanego męża, który podtrzymywał mnie na duchu, pomagał przystawiać synka do piersi, dokarmiał strzykawką. Kłopoty z przystawieniem synka do piersi zrewidowały mój pogląd na temat naturalnego karmienia. Kiedyś myślałam, że to proste jak budowanie z klocków Lego. Wystarczy wygodnie usiąść, wystawić pierś, wziąć malucha, który sam się przysysa i cieszyć się tą chwilą.
Nie ukrywam, miałam chwile zwątpienia. Rozważałam opcję przejścia na butelkę. Dałam sobie czas i jeśli po tym okresie nadal byłyby kłopoty chciałam przeskoczyć na butelkę. Jednakże nie musiałam jej wtedy wprowadzać. Teraz, po wprowadzeniu większej ilości stałych pokarmów, poziom laktacji się obniżył. Karmię piersią rano, wieczorem i czasami w nocy. W ciągu dnia podaję dodatkowo mleko modyfikowane, gdyż sama pierś nie wystarcza. Najważniejsze, że synek jest zadowolony, bo jego szczęście jest najważniejsze.
Ciesze sie, ze Ci sie udało. My niestety nie miałyśmy tyle szcześcia.
MAła niby odruch ssania miala bardzo mocny , ale ja mam kiepskie sutki- jak sie dowiedzialam w szpitalu- i niestety karmimy butla.
To swietnie że u Was skończyło się dobrze. U nas niestety z powodu choroby piersi dziecko karmione było 2 miesące. Powiem aż dwa miesiące i jestem dumna z tego czasu, mimo łez i przeróżnych z tym związanych kłopotów. Może dla niektórych to śmieszne ale dla mnie te dwa miesiące są naprawdę wyczynem.
Nie ważne jak długo karmiłaś samą piersią, ważne że przeciwstawiłaś się wszelkim przeciwnościom które staneły na drodze tych 2 mies. i jesteś z tego dumna. Tak trzymaj 🙂
Dzięki za dobre słowo 🙂 TAK JESTEM DUMNA
Sylwia moje gratulacje,że Ci się udało 🙂 podziwiam za determinację bo mało która mama w Twojej sytuacji by się nie poddała(znam takie które po 2-3 dniach dawały za wygraną) Mój synek też był wcześniakiem i miał problemy ze ssaniem. Na szczęście już w szpitalu „załapał”o co chodzi 🙂 Z nawałem pokarmu też się wymęczyłam bardzo-o metodzie jaką opisujesz nie słyszałam. Wiem jedno jak ciężko by nie było -WARTO!! bo karmienie piersią to cudowne doświadczenie 🙂
Polecam na przyszłość, tę metodę. Uratowała mi pierś przed wprowadzeniem leków. Jakby nie pomogła miałam już recepte na antybiotyk.
U nas pojawił się inny problem, Adi nie dojadał bo miałam za mało pokarmu, już w szpitalu chcieli go dokarmiać, bo nawet nie miałam co odciągnąć ale udało się i tylko raz dostał mm ale kolejny raz problem był w domu, Adi płakał po nocach a przy piersi wisiał całymi godzinami, mimo to nie przybierał prawidłowo, w końcu zadzwoniłam i zaprosiłam do nas doradcę laktacyjnego, pani po rozmowie doradziła częste przystawianie w nocy, bo wtedy jest najtłustszy pokarm więc Adi będzie dobrze przybierał a poza tym organizm kobiety produkuje wtedy najwięcej prolaktyny która odpowiada za pokarm i to pozwoliło na… Czytaj więcej »
Sylwia gratuluje wytrwałości. Nasze maleństwo ma przyjść na świat w marcu i nie wyobrażam sobie, że nie mogłabym karmić piersią. Z tego co piszecie napotykałyście się na różne problemy, które mnie naprawdę niepokoją :(. Ciekawa jestem czy w moim mieście jest poradnia laktacyjna bądź osoba, która mogłaby w razie czego pomóc, doradzić. Muszę koniecznie się zorientować 🙂 Pozdrawiam
Zadzwoń do szpitala w którym bedziesz rodzić i zapytaj. Przeważnie Poradnia Znajduje się w Szpitalu i współpracuje z Oddziałem Noworodkowym. U mnie w mieście czynna jest całą dobę, mozna też uzyskać informacji telefonicznej. Na pierwszą wizytę potrzebne jest skioerowanie od lekarza rodzinnego. W poradni zakładają kartę i w umówionym dniu nalezy pokazać się z maluszkiem bu konsultantka sprawdziła jak dziecko jest przystawiane do piersi, jak ssie. Oglada piersi i ogólnie przeprowadza wywiad. Po tym wszystkim tłumaczy i pokazuje co jest nie tak.
Gratuluje wytrwałości, karmienie piersią to piękne przeżycie, które ma swoje minusy, jakby więcej o nich mówić to byłoby Mamom chcących karmić naturalnie łatwiej:)
http://blog.sprytnamama.pl/2011/02/kilka-sow-o-karmieniu-naturalnym.html
Sylwia cudownie , ze Wam sie udało 🙂 Determinacja , chęci i sukces murowany . Dodatkowo miałaś wsparcie w Mężu a to jest budujące 🙂 U Nas też początki karmienia były bardzo trudne . Poród odbył się 15 dni przed terminem i organizm nie był na niego gotowy , więc i mleczko się nie pojawiło . Przez pierwsze 3 dni nie miałam mleka wcale . Maleńka płakała z głodu , ssała pięknie , ale nic nie leciało . Wszystkie położne już na mnie krzywo patrzyły i kwitowały ,” ze chyba mi się po prostu nie chce „.Szlag mnie trafiał jeszcze… Czytaj więcej »
Naprawdę gratululę Ci wytrwałości!!! Nie chcę nikogo obrażać, ale wiele mam bardzo szybko rezygnuje z walki i przechodzi na mleko modyfikowane (nie mówię o tych mamach, które naprawdę nie mogły karmić piersią). Ja karmię już synka 9 miesięcy i jestem z tego bardzo dumna. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym przestać lub karmić MM. Ta bliskość jest nie do opisania – jest cudowna 🙂 Teraz mieliśmy mały problem z karmieniem, bo mój synek zaczął mnie gryźć ząbkami, a jest to ból nie do opisania. Kilka krzyków i zabieranie piersi rozwiązało sprawę 🙂 Dzieci to mądre istotki 🙂 Kocham mojego synka i… Czytaj więcej »
U nas za każdym razem, gdy synek mnie gryzł mówiłam nie gryź i tak do znudzenia. Po kilku razach zrozumiał, że nie mozna mamy podgryzać. Masz rację dzieci to mądre istotki, takie małe cwaniaki 🙂 Również gratuluję samozaparcia i wytrwałości w „cycowym postanowieniu”
Nie ma jak „poszpreać” w kompie żony i przeczytać miłe słowa o sobie 🙂 Moja pomoc to nic w porównaniu z jej determinacją 😀
Pierwsze dziecko karmiłam 5 miesięcy – dużo czy mało? – zależy od punktu widzenia. Ja mam niedosyt i czuję, ze mogłam karmić dłużej. Zabrakło wytrwałości i wiedzy. Drugiego maluszka chciałabym karmić przynajmniej do roku. Bogatsza o doświadczenie i znacznie silniejsze przekonanie, że warto jestem dobrej myśli:)
Aż mi teraz głupio. Ja mojej niuni dawałam butle gdy skończyła niecałe 2 msc. Poddałam się… teraz żałuję. Tęsknie za tym… Iga miała kolki i tylko z butelki antykolkowej mogła pić, a kiedy posmakowała, że z butelki łatwiej leci to mowy nie było o cycu… A mogłam się uprzeć… Cóż może kiedyś będę miała 2 dziecko i w tedy będę mądrzejsza;)))
Julio najważniejsze, że córeczka szczęśliwa była i wyrosła na radosnego szkraba 🙂 Nie zarzucaj sobie nic.
Julio zgodzę się z Sylwią nie zarzucaj sobie nic. Jesteś najlepszą matką dla swojej kochanej Igi. Może uda się przy 2 dziecku, czego z całego serca życzę 🙂
Cześć, ja też jestem zdania że w grę wchodzi jedynie karmienie naturalne, szczególnie w pierwszych etapach życia dziecka. Przeczytałam pare artykułów na ten temat : http://vivalavita.pl/artykul/pierwszekarmieniepraktyczneradydla-838.html ogólnie o karmieniu oraz ponadto tutaj macie wszystkie korzyści związane z karmieniem piersią: http://vivalavita.pl/artykul/korzyscizkarmieniapiersia-836.html fajny jest podpunkt, że pokarm zawsze dostepny i gotowy;) Można powiedzieć, że to jest pójście na łatwiznę, ale jakie zdrowe;)
Aga
tylko matka jest w stanie tak walczyć, jest to makabrycznie trudne.Gratulacje Ja bardzo chciałam karmić piersią ale mój syn gardził nią. Pielęgniarki i położne wmawiały mi, że to pewnie ja nie chce, bo przecież dziecko z natury chce ssać pierś. Rzucały jego główką o moją pierś, a ja leżałam ledwie żywa, zapłakana. Jedna nawet powiedziała ze da sobie rękę uciąć ze to ja nie chce, i gdy próbowała ok. 40 min poddała się i stwierdziła że by rękę straciła. zakrwawione brodawki, ból nie do opisania, ale zaciskałam zęby i nieustannie próbowałam. Syn tracił na wadze, nie chcieli go dokarmiać więc… Czytaj więcej »
U nas rowniez nieumiejetnosc ssania zastoje i bol brodawek… Dalismy rade karmilam 2 lata