Emocje 28 lutego 2019

Przesilenie wiosenne. Wiem, jak sobie z nim poradzić

Niechciej pospolity mnie dopadł. Nic mi się nie chce. Motywacja siadła, siły odpłynęły, właściwie tylko poczucie obowiązku trzyma mnie w ryzach. Dobrze, że chociaż to. Na początku myślałam, że zaczyna się jakaś infekcja, ale raczej nie. Temperatura i ciśnienie książkowe, nawet kataru nie mam. Trochę pogłówkowałam i już wiem – przesilenie wiosenne, psia go mać.

Co to jest przesilenie wiosenne

Coś, czego nie rozumiem. Zmęczony po zimie (to akurat rozumiem) organizm, nie ma siły na wiosnę (tego nie rozumiem). Niemniej jednak takie są fakty. Z jednej strony ciepłe powietrze, coraz mocniej grzejące słonko i coraz dłuższy dzień zachęcają do przebywania na świeżym powietrzu, odkurzenia roweru, rolek, piłki czy co tam kto używa, z drugiej – kondycja po zimie pozostawia wiele do życzenia. I to zarówno ta fizyczna, jak i psychiczna. Fizycznie jesteśmy mniej wydolni, bo okres zimowy w naturalny sposób ogranicza aktywność (sportowcy mogą polemizować, ale rozmawiamy o przeciętnych „Kowalskich”), więc i ta wydolność spada, psychicznie – źle znosimy zły stan fizyczny. Błędne koło. Tymczasem nasze dzieci mają kompletnie gdzieś całe to przesilenie i potrafią wycisnąć z nas ostatnie, ledwo popiskujące, pokłady energii. Taki to los Matki Polki.

Przesilenie wiosenne – objawy

Objawy przesilenia wiosennego bardzo mocno przypominają te związane z infekcjami. Są to przede wszystkim:

– senność (w moim, a pewnie nie tylko moim, przypadku dokłada się gen śpiocha),

– zmęczenie (co najmniej jakbym tonę węgla osobiście przerzuciła),

– bóle głowy (i nie, to nie jest wymówka sami wiecie od czego 😛 ),

– osłabienie (u mnie objawia się brakiem sił już w połowie dnia),

– bóle mięśni (tak, przez chwilę podejrzewałam, że to grypa),

– rozdrażnienie (właściwie dużo mi nie potrzeba, żebym się wkurzyła, ale na wiosnę potrzebuję zdecydowanie mniej),

– bezsenność (trochę absurd w odniesieniu do senności, ale ponoć się zdarza. Chociaż muszę uczciwie powiedzieć, że odkąd mam nawilżacz powietrza, śpię lepiej i nie budzę się w nocy),

– mniejszy apetyt (mam wrażenie, że u mnie jest odwrotnie :P),

– zmienne nastroje (a myślałam, że to klimakterium 😛 ).

Jeśli zauważacie u siebie przynajmniej kilka z listy powyższych objawów, nie pędźcie od razu do internisty. Przesilenie wiosenne nie wymaga leczenia ani hospitalizacji. Jednak pomóc sobie można, a nawet trzeba.

Jak radzić sobie z przesileniem wiosennym

 

Wiosenna dieta

Chociaż brzmi to do bólu banalnie, to co jemy, ma duży wpływ na to, jak się czujemy. Dieta zimowa nie należy do najciekawszych – owoców i warzyw jak na lekarstwo, a nawet jeśli są, to egzotyczne, a więc niepozbawione chemii (inaczej by nie przetrwały) i drogie. Teoretycznie damy radę kupić tradycyjne pomidory i ogórki, ale zarówno ich smak, jak i cena, niemile nas zaskoczą. Tymczasem zmiana diety na lżejszą to pierwszy krok do uporania się z przesileniem wiosennym. Praktycznie cały rok dostępne są nasze rodzime marchewki i kapusty, a to już dobry wstęp do smacznych surówek. Ponadto w diecie powinny się znaleźć ryby, kasze, ciemny ryż, pełnoziarniste pieczywo i orzechy. Z dostępnych owoców i warzyw nie rezygnujmy, ale kupujmy je z głową. Na przykład sałata lodowa cały rok smakuje tak samo, podobnie kapusta biała czy pekińska. Sałata masłowa ponoć też, nie wiem, nie przepadam za nią. Za to chętnie kupuję banany i granaty, chociaż te ostatnie tanie nie są.

Aktywność fizyczna

Tak, wiosna to dobra pora, by wrócić do uprawiania sportu (o ile zimą zawiesiliśmy tę jakże przyjemną czynność na kołku). Nie, nie damy rady w pierwszym wiosennym treningu zrobić tyle, ile w ostatnim jesiennym. Jeśli będziemy się upierać, tylko pogorszymy sprawę. Najlepiej zacząć od spacerów (na przykład w gronie rodzinnym), by stopniowo podnosić sobie poprzeczkę. Na zbieranie bazi poszliśmy wszyscy razem, ale kilkanaście kilometrów na rowerze zrobię bez dziecka. Duśka ma własne formy aktywności, choćby godzinne skakanie na trampolinie. Tak na marginesie, myślałam, że trampolina będzie fajna, tymczasem strasznie mnie nudzi…

Odpoczynek

Nie musisz być cały czas na pełnych obrotach, chyba że tak jak ja, męczysz się, jak nic nie robisz. Ale to też jeden z objawów przesilenia wiosennego. Wiosna to czas, gdy warto być dla siebie dobrym. Naprawdę nic się nie stanie, jak przez dziesięć minut poleżysz i pogapisz się w sufit, pozwalając myślom swobodnie krążyć. Taki krótki relaks potrafi być bardzo oczyszczający dla umysłu. Ale uwaga! Żeby eksperyment się udał, trzeba wyciszyć wszystkie powiadomienia w telefonie. Powiem Wam, że dla mnie, osoby, która praktycznie mieszka w internecie, to bardzo ciekawe doświadczenie. Przez kwadrans jestem sama dla siebie, nikt nie ma do mnie dostępu! Potem niestety muszę wrócić do sieci, to w końcu moje miejsce pracy i jak za długo jestem niedostępna, to pieniążki potrafią uciekać.

Bezsenność

Chociaż z przesileniem wiosennym wiąże się senność, kiedy nadchodzi wieczór, często okazuje się, że sen jest… sennym marzeniem. Bezsenność potrafi zdrowo dać w kość. Jeśli Ty też masz ten problem, pamiętaj:

– Siedzenie przed komputerem na ogół oznacza nadmiar niebieskiego światła, a to skutecznie zabija melaninę – hormon snu. Jeśli nie musisz, nie korzystaj wieczorem z telefonu, tabletu i komputera. Jeśli naprawdę musisz, zadbaj o oprogramowanie, które o określonej godzinie przełączy ekran na tryb nocny. Będzie trochę żółto, ale można się przyzwyczaić. Twoje oczy też będą Ci wdzięczne. Skąd wiem? Używam od kilku lat i dobrze mi z tym 😉

– Telewizor nie zawsze jest najlepszym lekarstwem na bezsenność. Szybciej uśniesz nad książką, szczególnie nudną.

– Obfita kolacja tuż przed snem to gwarancja bezsenności. Jeśli masz problemy z zasypianiem, zjedz lekki posiłek najpóźniej dwie godziny przed snem.

– Od ciepłego smrodu ponoć nikt jeszcze nie umarł, ale spać w nim nieprzyjemnie. Nawet jeśli za oknem akurat pojawił się wieczorny mróz, porządnie wywietrz sypialnię przed snem.

– Kup nawilżacz. Przetestowałam osobiście. Usypiam szybciej i śpię mocniej.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Zdrowie 28 lutego 2019

Pączek – słodka pokusa. Jak spalić kalorie z pączka?

Pączek? O tak! Dziś tłusty czwartek, a więc dzień, w którym OBOWIĄZKOWO sięgamy po wszelkiego rodzaju pączki, oponki, faworki i inne słodkości.

Z największą przyjemnością i bez wyrzutów sumienia pochłaniamy np. pączek z dżemem, konfiturą różaną, budyniem, advocatem, czekoladą, w lukrze lub z cukrem pudrem oraz innymi dodatkami. Nic nas dziś nie ogranicza, i bardzo dobrze, bo zazwyczaj sięgamy po jeden i cześć. A ja znam takich, dla których w tłusty czwartek jeden pączek to zbyt mało i potrafią wciągnąć kilka na raz! W zasadzie to podziwiam i szanuję taką postawę – tradycji musi stać się zadość.

Pączek – kalorie

Wracając do tematu – nie lubimy słowa “kalorie”, bardzo źle się ono kojarzy. Bo jak kaloria, to i oponka na brzuchu i od razu o dwa numery większe udo. Albo drugi podbródek. A gdy jeszcze pochylimy się nad tym naszym pączkiem i zobaczymy, że mały skubaniec z marmoladą ma ich aż 300 kcal, to po paru takich w jednym dniu, ilość pożartych przy okazji kalorii wzrasta niemiłosiernie. Trzeba pamiętać o tym, że kaloryczność pączka zależy od nadzienia i dodatków, oraz od sposobu przygotowania (smażenie, pieczenia). Jeden machnie ręką na ten fakt, ale ktoś inny się przejmie i zada sobie pytanie, co zrobić, by spalić pączka. A ja znam odpowiedź na to pytanie!

Jak spalić kalorie z pączka?

Bardzo proszę, mała ściągawka dla wszystkich gorliwych 🙂

  • 12 minut wchodzenia po schodach
  • 30 minut jeżdżenia na łyżwach
  • 30 minut skakania na skakance
  • 30 minut crossfitu
  • 35 minut biegu (10 km/h)
  • 50 minut odkurzania dywanu
  • 50 minut aerobiku
  • 50 minut pilatesu
  • 50 minut pływania
  • 60 minut trzepania dywanu
  • 60 minut seksu
  • 60 minut koszenia trawnika
  • 60 minut trzepania dywanu
  • 75 minut szybkiego spaceru
  • 75 minut jogi
  • 120 minut namiętnego całowania
  • 150 minut rozmawiania przez telefon
  • 180 minut kąpieli
  • 180 minut zmywania
  • 300 minut za kierownicą
  • 600 minut oglądania telewizji, bez podjadania przekąsek

Niezależnie od tego, w ile kalorii z pączka celujecie, pamiętajcie, by zwracać uwagę na skład owego cudu, o ile jest on opisany. Niestety w większości hipermarketów pączki są tak naładowane polepszaczami i tajemną chemią, że bardziej od ilości kalorii, może szkodzić to, co użyto do ich produkcji. Najlepiej następnym razem zróbcie własne, np. wg niezawodnego przepisu na pączki Basi -> pączki z serka homogenizowanego.

Na zdrowie 🙂

źródło: bodyrelax.pl

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Kultura 26 lutego 2019

Serial Sex Education – dlaczego warto zobaczyć?

Pierwszy odcinek serialu Sex Education włączyłam zupełnie przypadkowo, w zasadzie nic nie wiedząc na jego temat. Po kilku pierwszych scenach miałam więc wrażenie, że to płytka głupkowata komedia dla nastolatków. Jak bardzo się myliłam! Z każdą kolejną minutą, każdym następnym odcinkiem coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że to ciekawa słodko-gorzka opowieścią o dojrzewaniu.

Głównym bohaterem jest Otis – nieśmiały szesnastolatek, którego matka – terapeutka seksualna przyjmuje pacjentów w swoim domu. Chłopak, chcąc nie chcąc zdobył dużą wiedzę na temat seksu i namówiony przez znajomą ze szkoły – zbuntowaną Maeve, dziewczynę z patologicznej rodziny, zakłada „klinikę”, by udzielać porad rówieśnikom. A kto w szkole średniej nie ma problemów z własną seksualnością? I choć to ona jest główną przyczyną bolączek młodzieży, to jednak nie mogę tego samego powiedzieć o fabule serialu, który nie kręci się wyłącznie wokół seksu.

Wszystkie sprawy na pozór powierzchowne i ściśle związane z seksem kryją w sobie dramaty emocjonalne, rodzinne, społeczne czy trudności w komunikowaniu się dojrzewających młodych ludzi. Niby na ekranie widzimy zarówno odważne sceny erotyczne oraz gagi, które mniej wybrednych widzów rozbawią do rozpuku, to nie sposób nie przeżywać rozterek i smutków nastolatków oraz nie oddać się refleksji nad przyczynami ich niepowodzeń. W serialu usłyszymy niejedną dającą do myślenia rozmowę i zobaczymy, jak duży wpływ na dzieci mają często nieświadome błędy rodziców czy dręczenie w social mediach przez rówieśników. W kolejnych odcinkach będziemy śledzić historie nastoletnich miłości, przyjaźni, poszukiwań własnej tożsamości, samooceny, przeróżnych lęków, akceptacji, które wykraczają daleko poza sferę erotyczną.

W Sex Education oglądamy też przeróżne trudne relacje dzieci z rodzicami. Na pierwszy plan wysuwa się więź między Otisem a jego matką, która ma problem z uznawaniem granic wyznaczanych przez syna oraz chyba nie potrafi do końca pogodzić się z jego dorastaniem. Poznajemy pełne pretensji relacje między Adamem, a jego pryncypialnym ojcem, który wywiera na dziecku silną  presję. Oraz niełatwą miłość rodzica do syna – geja.

Wracając do tytułowych seksualnych porad — są one też na pewno istotnym elementem serialu. Jako rodzice możemy skorzystać z podpowiedzi, jak rozmawiać z dorastającymi pociechami. Problemy seksualne serialowych nastolatków są mniej lub bardziej popularne, choć często ukazane w komediowym tonie czy nawet przejaskrawione.

I jeszcze chciałam zwrócić uwagę na jeden aspekt serialu, a mianowicie kwestię tolerancji. Przewija się w nim bowiem wiele różnych wątków takich jak rodzice tej samej płci, homoseksualizm itp., które w serialu nie są w żaden sposób oceniane, czy komentowane. Mogą stać się natomiast podstawą do refleksji i rozmowy rodzica z dorastającym dzieckiem. Podobnie jak przedstawione stereotypy (szkolny łobuz, popularny sportowiec), które są na ekranie przełamywane poprzez pokazanie, co kryje się pod ich powierzchnią.

Moim zdaniem Sex Education to propozycja Netflixa, którą naprawdę warto obejrzeć, szczególnie jeśli jest się rodzicem. Nawet jeśli naszemu maluchowi brakuje trochę lat, by stał się nastolatkiem 😉

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close