” Piszę, jak czuję, piszę emocjami”. Wywiad z Magdaleną Majcher, autorką poruszających powieści obyczajowych
Magdalena Majcher to doskonale znana i lubiana autorka powieści o tematyce społecznej, a także historycznej, która przed kilkoma dniami świętowała 5-lecie pisarskiego debiutu. Do tej pory wydała aż 21 powieści (plus 4 antologie), a premiera kolejnej, zaplanowanej na 16 czerwca powieści „Światło, które nigdy nie gaśnie”, już rozgrzewa serca fanów pisarki. I jak się okazuje, to nie jest ostatnia zaplanowana na ten rok książka!
Czytelnicy pokochali opowiedziane przez Magdalenę Majcher historie, zaczytując się w ostatnim czasie w powieściach z cyklu Osiedle Pogodne oraz w poruszającej Mocnej więzi. Dziś porozmawiamy właśnie o nich.
∼
Żaklina Kańczucka: Małe wielkie sekrety to ostatni, czwarty tom z cyklu Osiedle Pogodne. Co ciekawe, na osiedlu stoi pięć domów, z których tylko cztery były zamieszkałe na stałe. Losy czterech rodzin już poznaliśmy, a co z piątym domem? Czy można spodziewać się kontynuacji cyklu? Czytelnicy byliby zachwyceni…
Magdalena Majcher: Na tę chwilę to zamknięty projekt. Pożegnałam się z mieszkańcami Osiedla Pogodnego i z tą serią, ale kto wie, co przyniesie przyszłość? W czwartej części tego cyklu wyjaśniłam, dlaczego piąty dom jest niezamieszkany i nie planuję powrotu do tego cyklu, bo zajęłam się innymi projektami, ale! No właśnie. Przekonałam się już, że nigdy nie powinno się mówić nigdy. W 2018 roku wydałam powieść i nie planowałam jej kontynuacji, ale od dłuższego czasu w mojej głowie krystalizuje się pomysł na dalszy ciąg tej historii. Kto wie, czy tak nie stanie się z serią Osiedle Pogodne?
Ż.K.: Losy bohaterów tych książek nie są ze sobą powiązane. Czy to był celowy zabieg, który miał na celu skoncentrowanie się na każdej historii tu i teraz, czy też miał ułatwić rozstanie się z bohaterami? Poprzedni cykl, trzytomowa Saga nadmorska, pozwoliła z biegiem historii na wytworzenie więzi między czytelnikiem a bohaterkami.
M.M.: Zawsze powtarzam, że piszę takie książki, jakie sama chciałabym przeczytać. W mojej pracy kieruję się głównie tą zasadą. Można się więc domyślić, że sama preferuję zamknięte historie i dlatego takie tworzę, ale od tej reguły bywają wyjątki, o czym czytelnicy przekonają się jeszcze w tym roku. Wiem, że wśród moich czytelników są przede wszystkim kobiety, które czytają bardzo dużo i w sytuacji, kiedy trzeba czekać kilka miesięcy na następny tom z serii, szczegóły zacierają się w pamięci. Poza tym nie chcę, żeby mój czytelnik czuł się zobligowany do sięgnięcia po kolejną powieść. Chcę, żeby mnie czytał, bo książka mu się spodobała, a nie dlatego, że wątki nie zostały domknięte w poprzedniej części.
Ż.K.: Historia każdej z tych rodzin jest odmienna, dotyka zupełnie innych kwestii, z którymi utożsamiać się może wiele osób. Najbardziej szokująca może się wydawać historia Moniki, która porzuciła dziecko. Czy wpływ na wybór akurat takiej tematyki miała niedawna gorąca dyskusja oraz protesty dotyczące praw kobiet do decydowania o tym czy, i na jakich zasadach, będą rodzić dzieci?
M.M.: Nie, pomysł na tę książką narodził się w mojej głowie kilka lat temu i nie pojawił się pod wpływem protestów. Inspiracją były słowa, na które trafiłam przypadkiem w sieci – „żałuję, że urodziłam”. Wokół tej wypowiedzi zaczęłam snuć swoją historię, zastanawiać się, co musi czuć i przeżywać kobieta, w której głowie pojawiają się takie myśli. Aby ją zrozumieć, musiałam dowiedzieć się, co przeszła, jaka jest jej historia, bo przecież takie myśli nie biorą się znikąd. Mamy tendencje do oceniania innych, a tymczasem to, co widzimy, to tylko wierzchołek góry lodowej i w wyniku mojej niezgody na to napisałam tę książkę.
Ż.K.: Znacznie częściej słyszy się o tym, że to mężczyzna nie wytrzymał presji i odszedł. W Małych wielkich sekretach sytuacja jest odwrotna. Czy to chęć obalenia wizerunku Matki Polki, która znosi dzielnie wszystko, w tym niepełnosprawność dziecka? A może to raczej pewna rehabilitacja mężczyzn, którzy wbrew obiegowej opinii często stają na wysokości zadania?
M.M.: Przyznam, że kiedy piszę, nie zastanawiam się nad tym, co chcę osiągnąć tą książką i do kogo jest ona skierowana. Takie refleksje pojawiają się później, kiedy tekst zostaje wysłany do drukarni i jedyne, co mi pozostaje, to czekać. Piszę, bo mam do opowiedzenia ciekawą historię i skupiam się na tym, aby zrobić to jak najlepiej. Niczego nie obalam, nikogo nie rehabilituję. Piszę, jak czuję, piszę emocjami, a odbiór tak naprawdę zależy już od czytelnika i to jest najlepsze w tej pracy. Ja robię swoje, a każdy czytelnik analizuje tekst na swój sposób, odnosząc się do własnych doświadczeń, poglądów, przekonań. To jest niesamowite.
Ż.K.: W książkach z cyklu Osiedle Pogodne porusza Pani trudne tematy – oskarżenia o nadużycia seksualne, zatajanie orientacji seksualnej, nieprzerobione traumy z dzieciństwa, czy wreszcie porzucenie niepełnosprawnego dziecka. Czy nie korciło Pani, by choć jednej rodzinie nakreślić nieco mniej problematyczne życie?
M.M.: Już dawno pogodziłam się z tym, że ja po prostu nie umiem pisać lekko. Nie umiem i nie chcę, bo lubię testować moich bohaterów, przekonywać się, jak zachowają się w ekstremalnej sytuacji. Podziwiam autorki, które potrafią pisać książki lekkie i przyjemne, bo ja nie potrafiłabym napisać takiego opowiadania, a co dopiero całej powieści. Zastanawiałam się kiedyś nad tym, czy umiałabym stworzyć opowieść o, jak to Pani nazwała, mniej problematycznym życiu, ale od razu pojawiła się wątpliwość – to o czym w takim razie miałabym pisać? (śmiech)
Ż.K.: Którą historię z wszystkich stworzonych przez Panią, pisało się najlepiej? A może który bohater stał się najbliższy sercu?
M.M.: Są trzy powieści szczególnie bliskie mojemu sercu i z których jestem najbardziej zadowolona – „Mocna więź”, „Prawda przychodzi nieproszona” i „Obcy powiew wiatru”. Wynika z tego, że moimi ulubionymi historiami są te, które wymagały ode mnie najwięcej pracy, czasu i energii. Te najtrudniejsze i najważniejsze.
Co do bohaterów to absolutnie poza wszelką konkurencją jest Michalina z „Mocnej więzi”, bo to prawdziwa postać, kobieta, z którą podczas pracy nad książką połączyła mnie prawdziwa, nomen omen, mocna więź.
Ż.K.: Nie sposób nie nawiązać do wspomnianej Mocnej więzi, dotyczącej wstrząsającej historii Anny Garskiej. Takie tematy wymagają specjalnego przygotowania i szczególnej empatii, by zainteresować czytelników, ale bez tworzenia taniej sensacji. Czy po zakończeniu pisania książki udało się Pani po prostu odłączyć się od tego, zapomnieć o ładunku emocjonalnym, który towarzyszył pracy nad nią?
M.M.: Ja jestem po trosze jak policjant, który po skończonej służbie wraca do domu. Odcinam grubą kreską życie zawodowe od prywatnego, bo wiem, że w pewnym momencie bym zwariowała. To nie tak, że zapominam, bo cała ta historia mocno we mnie siedzi i wiem, że już zawsze będę związana emocjonalnie z Michaliną i świętej pamięci Anią, ale nie pozwalam, aby ten ładunek emocjonalny wgniótł mnie w ziemię. Były takie momenty, kiedy trudno mi było udźwignąć tę historię, ale po skończonej pracy wyłączyłam komputer i normalnie żyłam. To nie tak, że jestem zimna, bo ci, co mnie znają, wiedzą, że jestem aż nazbyt empatyczną osobą, ale wiem, gdzie jest granica i wiem, że nie mogę niszczyć sobie i swojej rodzinie życia. Gdybym wiedziała, że nie udźwignę tego emocjonalnie, nigdy bym się za tę historię nie zabrała.
Ż.K.: Śledząc Pani media społecznościowe zauważyłam, że czytelników czeka premiera najnowszej, ostatniej już w tym roku powieści Światło, które nie gaśnie. Nadszedł również czas na zasłużony dłuższy odpoczynek. W takim razie proszę uchylić rąbka tajemnicy czytelnikom, jak zamierza Pani wynagrodzić sobie minione miesiące intensywnej pracy? I kiedy możemy spodziewać się powrotu do tworzenia nowych historii?
M.M.: „Światło, które nigdy nie gaśnie” to nie ostatnia zaplanowana na ten rok książka. Ukażą się jeszcze dwie, ale rzeczywiście, wszystkie są już ukończone i czekają w wydawnictwie na swoją kolej. W międzyczasie jest redakcja, korekta, projektowanie okładki, druk. Proces wydawniczy trochę trwa.
Zawsze organizuję sobie tak, żeby mieć wolny czerwiec, lipiec i sierpień. Potrzebuję takiego resetu, odpoczynku od pracy i czasu na przemyślenie nowych historii, które zamierzam wziąć na warsztat. Wracam do pisania 1 września, kiedy moje dzieci idą do szkoły i przedszkola. Ten urlop jest też dla nich, żeby nie musiały siedzieć w domu i patrzeć, jak matka wklepuje literki do komputera. (śmiech) Najlepiej odpoczywa mi się w podróży, dlatego już mamy zaplanowanych kilka wyjazdów na ten rok.
Ż.K.: Dziękuję za rozmowę. A Czytelników zapraszam do lektury powieści autorstwa Magdaleny Majcher.
Fot. Weronika Smieszek
Na blogu znajdziecie recenzje następujących książek autorki:
Cykl Saga Nadmorska: Obcy powiew wiatru, Zimny kolor nieba, Znany szum morza.
Cykl Osiedle Pogodne: Prawda przychodzi nieproszona, Życie oparte na kłamstwach, Nie czas na tajemnice, Małe wielkie sekrety.