Egzotyczna wyprawa do serca Afryki 


Jak wygląda nocna wspinaczka do krateru rozżarzonej lawy? Co czuje młody podróżnik, gdy dzikie hieny jedzą mu z ręki, a hipopotam niemal wywraca łódź, którą płynie? Dlaczego tajemnicze plemię Mursich pije krew oraz kim są nieustraszeni Hamerzy skaczący po grzbietach byków? Odpowiedzi na te pytania udzieli nastoletni globtroter, bloger i fan egzotycznych zwierząt – Szymon Radzimierski. Spotkanie wokół najnowszej książki młodego autora „Dziennik łowcy przygód. Etiopia. U stóp góry ognia” (Wydawnictwo Znak) odbędzie się w salonie Empik Plac Wolności już 7 kwietnia.


Noc w bazie wojskowej na słonej pustyni, gigantyczny pyton w śmiertelnym uścisku z serwalem, groźne krokodyle i tysiąc innych przeżyć. Strasznych, śmiesznych i szokujących. Nowa książka Szymona Radzimierskiego to błyskotliwa i mądra opowieść o podróży do dzikiej Afryki. Pełna przygód, obserwacji i przemyśleń. Chwil grozy, smutku i radości. Spotkanie obowiązkowe dla wszystkich tych, którzy chcą posłuchać o niesamowitych przygodach Szymona Radzimierskiego.

Szymon Radzimierski– na co dzień uczeń łódzkiej podstawówki i bloger. Ma 11 lat, a na koncie niemal 30 odwiedzonych krajów oraz dwie podróżnicze książki.

Serdecznie zapraszamy na wyjątkowe spotkanie!

Kiedy:            sobota,  7 kwietnia
O której:        godz. 14:00

Gdzie:           Empik Plac Wolności, ul. Ratajczaka 44, Poznań.

 

Poniższy tekst jest informacją prasową przesłana nam przez zaprzyjaźnione serwisy. Żadna z naszych redaktorek nie jest autorką poniższego tesktu i nie odpowiadamy za zamieszczone treści. Jednakże dokładamy wszelkich starań, aby przedstawione informacje były zgodne z polityką oraz tematyką naszego serwisu.

Nasze recenzje Zobacz wszystkie »

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Mało? To może sprawdź kolejny tekst :)

Autyzm – czy potrafisz rozpoznać?


Opóźniony rozwój mowy. Powtarzalne ruchy. Brak kontaktu wzrokowego. Wąskie zainteresowania. Trudności w rozpoznawaniu emocji. Kompulsywne układanie przedmiotów. Niechęć do przytulania. Brak chęci do zabaw z innymi dziećmi. Izolowanie się od otoczenia. Nadwrażliwość na dotyk, dźwięk, smak czy zapach. Brak reakcji na komunikaty bądź imię.

To tylko kilka, spośród długiej listy objawów autyzmu, zaburzenia które dotyka obecnie już 1 dziecko na 100.

W 2008 roku ONZ ogłosiła, że autyzm – obok raka, cukrzycy i HIV- znalazł się wśród najpoważniejszych problemów zdrowotnych współczesnego świata. Szacuje się, że liczba dzieci nim dotkniętych już teraz przekracza w Polsce 30 tysięcy.

Dobrą wiadomością jest to, iż wczesne zdiagnozowanie tego zaburzenia, i w konsekwencji szybkie podjęcie odpowiedniej terapii, daje szansę osobie nim dotkniętej lepsze życie i pełniejsze funkcjonowanie w społeczeństwie.

Jest też i zła wiadomość: świadomość społeczna dotycząca przyczyn, objawów, możliwości terapii oraz pomocy najmłodszym dotkniętym tym problemem jest na tyle niska, że rozpoznanie problemu często przychodzi zbyt późno.

Dlatego też tak ważne, by pierwszą osobą diagnozującą był rodzic – świadomy, jakie są pierwsze objawy autyzmu i na co powinien zwrócić szczególną uwagę.

Fundacja PROMITIS od 10 lat edukuje, niesie wszechstronną i profesjonalną pomoc dzieciom dotkniętym autyzmem i zespołem Aspergera oraz ich rodzicom. W 2017 roku, w naszych bezpłatnych szkoleniach, dotyczących rozpoznawania całościowych zaburzeń rozwoju, wzięło udział ponad 10 tysięcy pracowników szkół, przedszkoli i żłobków. W ostatnim roku z naszych bezpłatnych konsultacji psychologicznych skorzystało tysiące rodziców.

Celem Kampanii „Autyzm – potrafię rozpoznać” jest edukacja rodziców dzieci w wieku żłobkowym i przedszkolnym na temat pierwszych objawów autyzmu oraz szerzenie wiedzy o tym, jak ważna jest wczesna diagnoza dla dalszego rozwoju dziecka i jego późniejszego funkcjonowania.

 Dowiedz się więcej –  www.autyzm.org.pl

Poniższy tekst jest informacją prasową przesłana nam przez zaprzyjaźnione serwisy. Żadna z naszych redaktorek nie jest autorką poniższego tesktu i nie odpowiadamy za zamieszczone treści. Jednakże dokładamy wszelkich starań, aby przedstawione informacje były zgodne z polityką oraz tematyką naszego serwisu.

Nasze recenzje Zobacz wszystkie »

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

To co? Jeszcze jeden artykuł?

Sportbonus Dzieciom: Najlepsi spotkali się z olimpijczykami. Walka o kolejne nagrody trwa!


Młodzi pływacy z klubu UKS Manta Kościerzyna spełnili marzenia i spotkali się z olimpijczykami podczas ich ślubowania przed wylotem na igrzyska w Pjongczangu. To nagroda za udział w akcji Sportbonus Dzieciom, która – ze względu na olbrzymie zainteresowanie – została przedłużona i potrwa do końca lutego.

Największy projekt społeczny w polskim sporcie jest objęty patronatem Polskiego Komitetu Olimpijskiego, angażuje rodziców i pozwala spełniać marzenia najmłodszych. Opiekunowie głosują na drużyny sportowe i szkoły swoich dzieci, dzięki czemu zespoły otrzymują nagrody i wsparcie finansowe. W trwającej od października zabawie bierze udział 3 tys. klubów i szkół, na które zagłosowało już ponad 120 tys. rodziców.

Akcja miała zakończyć się z końcem roku i to za ten okres przyznano nagrody główne – spotkania z olimpijczykami. Spośród dziesiątek tysięcy głosów najwięcej zebrały drużyny: HAŁAS Formacja Taneczna Tarnów Opolski, K.S. Orzeł Piaski Wielkie Kraków oraz UKS Manta Kościerzyna. Jako pierwsi nagrodę zrealizowali ci ostatni, którzy odwiedzili Centrum Olimpijskie w Warszawie we wtorek 6 lutego. W planie wycieczki znalazły się nie tylko uczestnictwo w ceremonii zaprzysiężenia panczenistów i kombinatorów norweskich, pamiątkowe zdjęcia i rozmowy z idolami, ale też zwiedzanie Muzeum Sportu i Turystyki oraz seans filmów o sporcie.

Sportbonus Dzieciom to nie tylko spotkania z olimpijczykami, ale też nagrody w tygodniach tematycznych. Do tej pory odbyło się ich już 12, a najaktywniejsze drużyny zdobywały w nich wyjazdy na zimowiska, vouchery na zakup sprzętu sportowego oraz spotkania z ambasadorami akcji, wśród których znalazło się 40 gwiazd z Otylią Jędrzejczak, Ewą Wachowicz czy Sławomirem Peszką na czele. – Zabawa i rywalizacja niesamowicie nas zjednoczyły – mówi Beata Zembrzycka z klubu pływackiego UKS Manta Kościerzyna. – Sami byliśmy pozytywnie zaskoczeni wielkim zaangażowaniem dzieci i rodziców, którzy wzajemnie motywowali się do zbierania głosów. Wizyta na ślubowaniu olimpijskim będzie dla dzieciaków pamiątką na całe życie, a sprzęt sportowy i wyjazd na zimowisko, które wygraliśmy w tygodniach tematycznych, to wsparcie ich pasji i sportowego rozwoju.

Wielkie zainteresowanie trenerów, rodziców i dzieci sprawiło, że organizatorzy z Fundacji Kibica zdecydowali o przedłużeniu akcji aż do końca lutego. Oznacza to, że wszystkie dziecięce i młodzieżowe drużyny sportowe wciąż mają szansę na nagrody! Trafią one do tych zespołów, które uzbierają najwięcej punktów w nadchodzących tygodniach tematycznych. Głosować można za pośrednictwem strony internetowej www.sportbonus.pl.

Koniec lutego nie będzie oznaczał końca emocji związanych z programem Sportbonus. W marcu w siedzibie PKOl-u w Warszawie odbędzie się bezpłatna konferencja „Sfinansujemy Sport w Twojej Gminie”, podczas której samorządowcy i urzędnicy z całej Polski zostaną przeszkoleni przez czołowych ekspertów marketingu sportowego. Wydarzenie zainauguruje akcję „Sportbonus Dzieciom w Gminach”, dzięki której samorządy będą mogły uzyskać znaczne finansowanie sportu dzieci i młodzieży. O szczegółach dotyczących konferencji oraz projektu dla gmin organizatorzy poinformują już wkrótce.

Poniższy tekst jest informacją prasową przesłana nam przez zaprzyjaźnione serwisy. Żadna z naszych redaktorek nie jest autorką poniższego tesktu i nie odpowiadamy za zamieszczone treści. Jednakże dokładamy wszelkich starań, aby przedstawione informacje były zgodne z polityką oraz tematyką naszego serwisu.

Nasze recenzje Zobacz wszystkie »

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Sprawdź nasz kolejny artykuł

Moje dzieciństwo kontra dzieciństwo mojej córki. Które jest lepsze?


Moje dzieciństwo wyglądało zupełnie inaczej niż dzieciństwo mojej córki. Dzieli nas nie tylko te trzydzieści kilka lat, ale i ogromne zmiany, jakie dokonały się w Polsce i na świecie. Najpierw zmiana ustroju, zaraz po niej rewolucja elektroniczna – to wszystko sprawiło, że moje dziecko wychowuje się w zupełnie innych czasach. W moim dzieciństwie pewnie by się nie odnalazła. I szczerze mówiąc – ja w jej też.

Mój dress code był dosyć sztywny. Do szkoły znienawidzony fartuszek (nosiłam go do połowy podstawówki), w domu to, czego nie szkoda. Przebierałam się raz, po powrocie ze szkoły. Duśka przebiera się, kiedy chce. I wcale nie dlatego, że ja jestem bardziej wyrozumiała, niż była moja mama. Wytłumaczenie jest proste – ja mam pralkę automatyczną, moja mama prała w starej dobrej Frani. Frania była naprawdę spoko, wszystko się ładnie dopierało. Miała tylko kilka minusów: nie wlewała sama sobie wody, nie podgrzewała, nie wylewała i nie wirowała.

Mój czas wolny to był czas spędzony na dworze. Nieważne, lato czy zima. Na dworze siedziało się zawsze. Nikt nie mówił o smogu, chociaż był pewnie większy, niż jest dzisiaj. Nie zatrzymywały nas w domu komputery, bo mało kto je miał, a tak dosłownie, to znałam może jedną osobę, która w latach osiemdziesiątych miała komputer i mogła na nim grać. Telewizor też nas nie zatrzymywał. Pewnie dlatego, że były w nim tylko dwa programy i właściwie nic do oglądania. Na podwórku mieliśmy spokój, dorośli się nie wtrącali. No i była nas całkiem spora ekipa. Nigdy się nie nudziliśmy. Dziś jak nie wyjdę z Duśką na spacer, w zimie oczywiście, to ona nie bardzo ma co na dworze robić. I nawet jej się nie dziwię, jednoosobowe zabawy na śniegu jakoś nie cieszą.

Moje menu było ściśle uzależnione od tego, co akurat „rzucili” do sklepu. Do dziś pamiętam, jak prosiłam o kluski z serem i ze śmietaną i… w sklepach nie było śmietany. Nikt mnie nie pytał, na co mam ochotę, bo wybór… nie, po prostu nie było wyboru. I tak muszę przyznać, że miałam dobrze, bo moja mama robiła najlepsze kopytka na świecie, podobnie placki ziemniaczane z gotowanych ziemniaków. Duśka praktycznie zawsze dostaje na obiad to, co chce. W tym tygodniu cztery razy smażyłam naleśniki. Bo niby czemu nie?

Mój plan dnia właściwie nie różnił się od planu moich koleżanek i kolegów. Rano szkoła, po szkole do domu, lekcje i na dwór. Jeśli ktoś miał zajęcia dodatkowe, to na ogół w szkole. Tylko garstka dzieciaków z całego miasta załapywała się na zajęcia w Domu Kultury. Z mojego najbliższego otoczenia nikt. Ten sztywny plan dnia to był w sumie fajny wynalazek. Nie było takich sytuacji, że Zosia przychodzi po Marysię, bo nie chce jej się teraz odrabiać lekcji. Zosia wiedziała, że musi odrobić lekcje. I nikt jej do tych lekcji nie gonił. Zosia miała też pewność, że jak skończy i pójdzie na podwórko, to Marysia tam będzie, albo niebawem przyjdzie. Umówiła się przecież, prawda? A słowo, to było słowo. W porze dobranocki wszystkie dzieciaki szły do domu. I nikt nie miał pretensji, że ktoś tam to może dłużej. Nikt dłużej nie zostawał. Tak było i już. A Duśki to mi normalnie czasem żal, umówi się z kimś, a potem ten ktoś w ostatniej chwili odwołuje. No przecież dał znać, to wszystko w porządku, nie?

Moja samodzielność rozpoczęła się szybciej niż samodzielność Duśki. Dlaczego? Moi rodzice nie mieli czasu się nade mną rozczulać. Nie, żeby mnie nie kochali, nic z tych rzeczy! Po prostu dzielili czas między prace i kolejki. Taka była wtedy rzeczywistość. I tak nie miałam najgorzej, mieszkaliśmy tuż obok babci, nie biegałam z kluczem na szyi. Nie czułam się poszkodowana, zaniedbana ani nic z tych rzeczy. Tak było i tyle. Nie tylko u mnie. Może dlatego tak dużo czasu spędzałam z rówieśnikami. Nikt nie chciał być sam w domu. Dziś moje dziecko ma mnie praktycznie na wyciągnięcie ręki. I pewnie to rozwiązanie ma zarówno plusy, jak i minusy. Ja jednak widzę więcej plusów.

Moje zabawki zajmowały dwie półki i pół szafki. I nigdy nie pomyślałam, że mam ich za mało. Było akurat. Duśka ma ich zdecydowanie za dużo. Sama widzi, że niektórymi w ogóle się nie bawi. No ale takie czasy, zabawki się klonują.

Moje ciuchy właściwie nie różniły się od ciuchów moich koleżanek. Zakupy robiło się dosłownie w trzech sklepach na krzyż, a i tak we wszystkich było to samo. Moda była bardzo szablonowa, zdarzało się, że kilka dziewczynek miało taką samą bluzkę. U chłopców było podobnie. A jak „rzucili” dresy do sportowego, to połowa szkoły miała takie same. Nikt się z nikim nie porównywał, nie było rywalizacji. Kilka osób, które miały „kogoś za granicą”, nosiło bardziej wymyślne ubrania. Ale nie porównywaliśmy się z nimi. Oni mieli „ciocię w Stanach” albo „babcię we Francji”, więc ich sukcesy garderobiane się nie liczyły. Gdyby zdobyli to w Polsce, to co innego…

Moje dzieciństwo było szczęśliwe. Miałam kochających, chociaż zapracowanych rodziców, koleżanki i kolegów, słońce na twarzy i wiatr we włosach. Czego więcej mogłam chcieć? Mam nadzieję, że Duśka też kiedyś uzna swoje dzieciństwo za szczęśliwe. Ma kochających rodziców, którzy mają nienormowany czas pracy, więc ma ich jakby więcej niż ja swoich kiedyś, ma koleżanki i kolegów, masę zabawek, komputer. Tylko o to słońce na twarzy i wiatr we włosach jakoś trudniej. Tej wolności, którą my czuliśmy, wychodząc na dwór, już chyba żadne pokolenie małolatów nie poczuje.

 

Nasze recenzje Zobacz wszystkie »

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close