Poród bez nacinania krocza


Czy poród bez nacinania krocza jest możliwy?

Nie tylko możliwy, ale i bardzo potrzebny- zgodnie twierdzą specjaliści. Okazuje się bowiem, że ten popularny i często rutynowo stosowany zabieg chirurgiczny, jakim jest nacinanie krocza, nie tylko nie ułatwia porodu i – wbrew obiegowej opinii- nie chroni główki noworodka przed urazami, ale też nie zapobiega obniżeniu napięcia mięśni dna miednicy, nie jest też antidotum na takie problemy jak np. pogorszenie się jakości życia seksualnego. Wprost przeciwnie. Ponad wszelką wątpliwość udowodniono, że rutynowe wykonywanie nacinania krocza niesie ze sobą wiele negatywnych konsekwencji dla zdrowia fizycznego i psychicznego kobiety, będąc przyczyną m.in. niechęci lub niezdolności do rozpoczęcia współżycia po porodzie, zwiększa też prawdopodobieństwo wystąpienia problemu wysiłkowego nietrzymania moczu.

Kiedy zabieg jest konieczny?

Najnowsze standardy opieki okołoporodowej nakładają na lekarzy obowiązek wykonywania zabiegu nacinania krocza tylko wtedy, gdy są ku temu jasne przesłanki medyczne. WHO  jednoznacznie reguluje tę kwestię i twierdzi, że epizjotomia jest skutecznym rozwiązaniem, gdy obserwuje się poważne i niepokojące wahania tętna płodu, gdy na ciele kobiety występują blizny 3. I 4. stopnia po pęknięciach w czasie poprzednich porodów, gdy występuje tzw. poród pośladkowy, gdy istnieje dość duże prawdopodobieństwo użycia kleszczy lub próżnociągu. A to oznacza, że nacięcie krocza nie powinno być rozwiązaniem rutynowym, lecz zabiegiem stosowanym w grupie od 5 do maksymalnie 20% rodzących.

Jak uniknąć nacięcia krocza?

Wydawać by się mogło, że wykonanie zabiegu nacięcia krocza jest tylko i wyłącznie decyzją lekarza. A to nieprawda. Po pierwsze dlatego, że na zabieg epizjotomii musi się zgodzić rodząca, a po drugie dlatego, że przyszła mama może przygotować swoje ciało do porodu i poprzez to ograniczyć ryzyko pęknięcia krocza czy konieczność przeprowadzenia nacięcia. Pozostaje tylko jedno pytanie- co robić, aby być dobrze przygotowaną? Najlepiej sięgać po te rozwiązania, które są sprawdzone i rekomendowane przez specjalistów (np. takie jak Aniball). Ten specjalny balonik do ćwiczeń przedporodowych przygotuje ciało na trudy porodu Jak? Poprzez stopniowe rozciąganie okolicy krocza.

Więcej informacji o produkcie rodzice znajdą na www.aniball.pl

Portrait of the young pregnant woman

Nasze recenzje Zobacz wszystkie »

Subscribe
Powiadom o
guest

6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Zofia Sobczyk
9 lat temu

Ja bez balonika, pierwszy i drugi porod bez nacinania krocza. Dzieci urodzone szybko, wlasciwie nie jakos strasznie bolesnie ( bez zzo), choc nie wiem jakim cudem, bo syn byl duzy ( 59 cm i 3950 g)

Barbara Fajfer Krzemkowska

Ja miałam balonik przy pierwszym porodzie. Nie kupowałam, lekarz mi założył w szpitalu. Krocza nie miałam nacinanego ani przy pierwszym porodzie ani przy drugim. 🙂 Wydaje mi się, że możesz się nie zgodzić.

Anna Sznyk
9 lat temu

Ja miałam nacinane przy pierwszym porodzie, przy kolejnych nie. Słyszałam, że są zalecenia by przy tych pierwszych jednak nacinać bo lepiej tak niż brzydko pęknąć. Później ciało kobiety już lepiej powinno reagować.

Edyta Skrzydło
9 lat temu

Miałam cięte plus popękałam, przy pierwszym porodzie, czy było to konieczne raczej tak, bo synek ważył 4130 i 57 długi. Efejt końcowy 5 szwów zewnetrznych, 3 wewnętrzne.

Małgośka Skrzat
Małgośka Skrzat
9 lat temu

Stosowałam balonik aniball. Jestem bardzo zadowolona. Łatwy poród, krocze nie ucierpiało gorąco polecam http://www.aniball.pl/

Izabela Parada
Izabela Parada
7 lat temu

Ćwiczyłam z aniball I pierwszy poród bez ani 1 szwa.

Mało? To może sprawdź kolejny tekst :)

Kartka Świąteczna dla Dzieci z Azji


Za moich czasów(!) była taka piękna tradycja słania sobie świątecznych kartek z życzeniami wszystkiego najlepszego! Kartki długo i misternie wraz z mamą wybierałam w księgarni, na poczcie, w kioskach, kupowałyśmy znaczki a następnie śliniąc przyklejałam je. Później moja mama brała swój kalendarz z adresami, adresowała jedną kartkę po drugiej, pisała życzenia. Gdy okazywało się, że w kalendarzu mama ma niewłaściwy adres do kogoś, bo ten ktoś się przeprowadził i umknęło uwadze zapisanie nowego adresu, to odczuwało się taki trochę żal, że bliska nam osoba nie przeczyta od nas ciepłych słów. Na Święta zawsze wysyłaliśmy i dostawaliśmy dużo kartek i to było piękne. Z czasem tych kartek było coraz mniej a obecnie na palcach jednej ręki mogę zliczyć, ile tych kartek przychodzi.

Ponieważ zawsze lubiłam pisać i do dnia dzisiejszego posiadam wszystkie listy i kartki jakie wymieniałam z kolegami, koleżankami, kuzynkami czy samym Świętym Mikołajem, dlatego tradycja słania kartek świątecznych w moim domu wróciła do łask. Bo same kartki to jedno, ale to oczekiwanie i codzienne sprawdzanie skrzynki a nawet wypatrywanie listonosza, to już zupełnie inna magia!

Po dzień dzisiejszy z niecierpliwością wyczekuję każdego listu, każdej paczki, każdych odręcznie zapisanych kartek papieru, bo one oprócz tego, że mają szansę przetrwać dłużej niż email czy sms, to dużo mówią o charakterze i osobowości nadawcy, pokazują serce i trud włożony w każde słowo. Kartki, listy pokazują, że nam zależy, że myślimy o kimś i nie dość, że są pamiątką, to są również przyczynkiem do nawiązania pięknych znajomości czy najzwyczajniej w świecie sprawiają odbiorcy radość i wywołują na jego twarzy szczery uśmiech.

W związku ze zbliżającymi się Świętami i tradycją wysyłania kartek, zrodził się w mojej głowie pomysł, by wysłać je do tych, którzy najprawdopodobniej nigdy kartek z życzeniami, z dobrym słowem, z odręcznymi rysunkami, z przyklejonym znaczkiem nie dostali. Pomyślałam o sierotach w Azji…

Napisałam do mieszczącego się na granicy Birmy i Tajlandii sierocińca Safe Haven Orphanage mającego pod swoimi skrzydłami 68 cudnych dzieci, od których niejeden dorosły mógłby nauczyć się pięknych postaw życiowych oraz do organizacji Baan Gerda w Tajlandii pomagającej 85 dzieciom – głównie chorym, zarażonym wirusem HIV sierotom. Z obu placówek dostałam informację, że z chęcią chcieliby dostać dla swoich dzieci takie kartki. Sama jednak tego nie zrobię… Potrzebuję Waszej pomocy! Wierzę (bo ja cały czas wierzę w ludzi!), że znajdą się wśród Was chętni do wysłania wraz z Waszymi pociechami kartek do dzieci w Azji – czy to kartek kupnych czy takich zrobionych własnoręcznie. Chciałabym, żeby te kartki stanowiły prezent od dzieci dla dzieci! Nie zmienia to jednak faktu, że kartkę może wysłać każdy!

Kartkę może stanowić rysunek, życzenia bądź słowa od serca (najlepiej w języku angielskim), zwykłe „hello” czy „my name is”, hasła „Merry Christmas” czy „Happy New Year”, mogą one również być kompensacją tego wszystkiego. Myślę, że dzieci tworzące kartki będą wiedziały, co powinno być na takiej kartce napisane oraz jak powinna ona wyglądać. Chciałabym, by kartki doszły w okresie świąteczno-noworocznym, zatem mogą mieć one motyw bożonarodzeniowy lub noworoczny ale wcale nie muszą. Liczy się gest! Wierzę, że każda kartka wywoła serdeczny uśmiech na twarzy dziecka, otuli ich serca ciepłem i da im siłę na dalszą drogę!

Na pomysł akcji wpadłam późno, ale korzyści z niej wynikające są na tyle piękne, że nie chciałam rezygnować z tego projektu. W związku z tym muszę Was prosić o samodzielną wysyłkę. Niestety z braku czasu nie uda mi się zorganizować wspólnej wysyłki wszystkich kartek, bo to z kolei wymagałoby Waszego przysłania kartek w jedno miejsce w Polsce w niedługim okresie czasu. A czasu brakuje… Wierzę, że ta przeszkoda nie wpłynie na ilość wysłanych kartek. Muszę również wierzyć, że tyle samo osób zdecyduje się wysłać kartki do organizacji Baan Gerda jak i do Safe Haven Orphanage. Zdaję się na Wasze wybory, bo nie wiem, jak miałabym rozwiązać ten problem – kto ma do kogo napisać? Północna część Polski do organizacji Baan Gerda a południowa do Safe Haven Orphanage? Brzmi to dość groteskowo, dlatego zdaję się na Wasz wybór. Ewentualnie możecie pod tym postem zostawić informację, do kogo zdecydowaliście się napisać. Może pomoże to w zrównoważeniu ilości wysłanych kartek do poszczególnych miejsc…

Można też wysłać kartki do obu organizacji, ale nie śmiem Was o to prosić.

ADRESY

 Baan Gerda 
Children’s Rights Foundation
131/3, Chaeng Wattana Rd., Soi 13
Bangkok 10210
Thailand

Safe Haven Orphanage
Simon Dearnaley
96/18 Asia Highway
Mae Sot Village
Mae Sot, Tak, Thailand, 63110

Proszę zróbcie dopisek na kopercie „Cards from Poland”

Za każdą wysłaną kartkę dziękuję z całego serca. Ciężko wyrazić słowami, ile to dla mnie znaczy. Pomyślcie więc, ile to musi znaczyć dla tych dzieci…

W razie pytań piszcie:

                                               l.madalinska@wp.pl

                                               zabawyzn@gmail.com

______

Podam również jaki jest koszt wysłania listu, kartki z Europy do Azji

do 50g                         50-100g

list ekonomiczny         5,00 zł                           9,00 zł

list priorytetowy           5,20 zł                           11,20 zł

list polecony priorytetowy         16,00 zł                          17,00 zł

Azja

Poniższy tekst jest informacją prasową przesłana nam przez zaprzyjaźnione serwisy. Żadna z naszych redaktorek nie jest autorką poniższego tesktu i nie odpowiadamy za zamieszczone treści. Jednakże dokładamy wszelkich starań, aby przedstawione informacje były zgodne z polityką oraz tematyką naszego serwisu.

Nasze recenzje Zobacz wszystkie »

Subscribe
Powiadom o
guest

8 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Asia
Asia
9 lat temu

Piękna inicjatywa! Chętnie się przyłączę!

Joanna Okońska
9 lat temu

my robimy kartki własnoręcznie i wysyłamy 🙂 w tym roku nawet znaczki będą własnej roboty 😛

Agnieszka Goch
9 lat temu

Kocham robić kartki!

Milena Kamińska
9 lat temu

hmm, kartki super sprawa , ja zawsze z dziećmi robimy własnoręczne plus jakieś ozdoby świąteczne i wręczamy osobiście bo cała rodzina przyjeżdza do ns i mamy na miejscu a znajomym wysyłam smsy lub dzwonie

Ag Rodzanica Ur
9 lat temu

Ludzie jeszcze wysylaja u mnie w slepie bardzo duzo ich schodzi

Agata Teresa Grzelak-Makowczyńska

Uwielbiam wysyłać kartki świąteczne. W tym roku rodzina dostanie takie z moim synkiem 🙂

Ewa Klimera
9 lat temu

poczta polska wprowadziła (envelo) projektowanie kartek i drukowanie znaczków, wszystko bez wychodzenia z domu… a ludzie i tak wolą wysłać sms ;/

To co? Jeszcze jeden artykuł?

Tajemnicze historie mieszkańców Śmieszkowa


Po raz kolejny blog W Roli Mamy obejmuje swoim patronatem mądrą i sympatyczną książkę dla dzieci. Poznajcie mieszkańców Śmieszkowa.

O książce:

Śmieszkowo to magiczna kraina, pełna niecodziennych zdarzeń, tajemnic i magii. Mieszkają w niej dzieci wraz z rodzicami, a czas upływa im na wspólnych zabawach, spacerach i pracach w ogrodach pełnych przepięknych kwiatów i warzywnych grządek. Mieszkają tu również sympatyczni ślimaczy bracia – Kręcik i Błyskawica, wiewiórka Lola czy smok Śmieszek. Jest też Pan Piotr, który zawsze stara się znaleźć najlepsze wyjście z najbardziej kłopotliwej sytuacji.

„Tajemnicze historie mieszkańców Śmieszkowa” to zbiór krótkich, pełnych ciepła opowiastek o przygodach i perypetiach dziecięcych i zwierzęcych bohaterów. Opowiastek, w których zawsze dobro walczy ze złem, które uczą odpowiedzialności i współpracy oraz wskazują, że zawsze należy postępować zgodnie z zasadami, a gdy popełni się błąd – mieć odwagę, by się do niego przyznać.

O Autorce:

Wioleta Kosiarska-Włodyka – ur. w 1982 r., z wykształcenia filolog polski. Pracuje jako nauczyciel w Przedszkolu nr 21 w Koszalinie, gdzie wymyśla dla swoich podopiecznych bajki. Mama 4-miesięcznej Hani. „Tajemnicze historie mieszkańców Śmieszkowa” to jej debiut literacki.

Fragment:

W Śmieszkowie, jak w każdej magicznej i pełnej tajemnic krainie, nawet zwierzęta miały wielką moc. Przede wszystkim potrafiły mówić, a niektóre z nich, mimo że nie miały skrzydeł, potrafiły wzbić się wysoko w powietrze, by z wysokości obserwować wszystko, co się dzieje. Była to moc dana im przez Pana Piotra po to, by mogły ostrzegać mieszkańców przed złymi planami czarnoksiężnika, który za wszelką cenę chciał, by Śmieszkowo nie było pełną zgody i radości krainą, a stało się miejscem smutku i braku głośnego śpiewu. Tym razem moc latania przydała się niezmiernie małej myszce Loli.

Lola uwielbiała biegać po leśnych ścieżkach. Szczególnie latem, kiedy las wyglądał pięknie. Cieszyła się, że ma moc latania i potrafiła dobrze ją wykorzystywać. Nieraz kiedy tak latała pomiędzy drzewami, zauważała coś niezwykle ważnego. Pewnego dnia uratowała nawet malutką wiewiórkę, która wpadła w olbrzymi dół pełen wody i nie potrafiła się wydostać. Lola podała jej wtedy długi patyk, a wiewiórka po nim wydostała się na brzeg. Wszystkie leśne zwierzęta dobrze znały sprytną myszkę i bardzo ją lubiły.

Pewnego dnia po bardzo deszczowej nocy pełnej grzmotów i trzasków Lola wybrała się do lasu, by sprawdzić, czy burza wyrządziła w nim jakieś szkody. Okazało się, ze tak. Wiele drzew było połamanych, a zwierzęta zmęczone nocnym czuwaniem zabierały się powoli do napraw swoich domów. Straszne nieszczęście przydarzyło się mrówkom, których kopiec został całkowicie zniszczony przez wiatr, deszcz i spadające gałęzie. Mrówki, jak dobrze wiecie, są bardzo pracowite, więc już z samego rano ochoczo zabrały się do pracy. Znosiły igły i patyczki, by umocnić nową konstrukcję swojego domu. Ich praca dobiegała już prawie końca i były naprawdę mocno zmęczone, gdy usłyszały jakieś dziwne hałasy pomiędzy drzewami. Okazało się, że zbliżają się do nich dwa ślimaki, Kręcik i Błyskawica. Byli to bracia, jednak bardzo różnili się od siebie. Kręcik, jak typowy ślimak, był powolny i spokojny. Zawsze zanim coś zrobił, zastanawiał się długo, czy nikomu nie sprawi krzywdy i czy komuś nie przeszkodzi. Błyskawica zaś był szybki i trudny do opanowania nawet dla swojej mamy, która była już bardzo zmęczona codziennym tłumaczeniem mu co jest dobre, a co złe. Błyskawica jakby nie słyszał jej słów i już wiele razy narobił sobie kłopotów. Tego dnia mama prosiła, by poszli sprawdzić do lasu, czy wszystko jest w porządku. Mama bała się, że ta straszna burza mogła coś uszkodzić. Kręcik i Błyskawica z ochotą wyruszyli do lasu. Jednak na nic dały się upomnienia mamy, by Błyskawica szedł równo z bratem i nie oddalał się od niego. Gdy tylko doszli do pierwszych drzew, gdzie mama nie mogła ich już zauważyć, Błyskawica zostawił Kręcika daleko w tyle, a sam zaczął jak najszybciej potrafi biec przez las, krzycząc przy tym bardzo głośno.

Kręcik wołał i prosił, by brat się zatrzymał, ten jednak w ogóle go nie słuchał. Biegł jak szalony, nie zwracając uwagi na nawoływania. Lola, słysząc takie hałasy wzbiła się powietrze, by z góry zobaczyć, kto tak hałasuje. To, co zobaczyła, zaskoczyło ją strasznie i zarazem zmartwiło. Błyskawica w swoim szalonym biegu nie zwracał na nikogo uwagi. Biegł tak szybko, że wpadł w mrowisko, które mrówki odbudowywały z takim wysiłkiem. Zniszczył je bardzo, wszystkie sosnowe igiełki porozsypywały się. Mrowisko wyglądało, jakby znowu przeszła przez las wielka burza. Najgorsze jednak było to, że biegnąc wpadł na pracujące mrówki i trzem z nich połamał swoim cięż­kim ciałem nogi. Niestety, nawet to nie było w stanie go zatrzymać. Pobiegł dalej. Kręcik, który szedł po jego śladzie, był przerażony widokiem, jaki zobaczył. Zniszczone mrowisko, poranione mrówki, a jego brat nawet się nie zatrzymał. Królowa mrówek była bardzo zdenerwowana, gdyż cała praca poszła na marne. Błyskawica zostawił za sobą same szkody. Lola, która dobrze wszystko widziała, poleciała nad Błyskawicą i kazała mu się jak najszybciej zatrzymać. Po wielu nawoływaniach zatrzymał się.

– Wiesz co zrobiłeś? Dlaczego ty się tak zachowujesz? Nikogo nie słuchasz? Sprawiłeś mrówkom ogromną przykrość i dołożyłeś im pracy. Powinieneś się wstydzić! – powiedziała zdenerwowana Lola.

Błyskawica nie odpowiedział nic, tylko opuścił głowę i poszedł do domu. Tym razem bardzo, bardzo wolno. Kiedy przyszedł do domu, nikogo w nim nie było. Wszedł do szafy i schował się w niej. Kiedy tak tam siedział, dotarło do niego, ile sprawiał kłopotów, nie słuchając mamy i brata. Nagle usłyszał głosy. To mama wróciła z łąki i zaczęła się krzątać w kuchni. Nagle do drzwi ktoś głośno zapukał. Była to królowa mrówek, bardzo zdenerwowana na Błyskawicę. Opowiedziała mamie, co jej syn narobił w lesie. Błyskawica siedział ciągle w szafie i trząsł się ze strachu. Nie wiedział, co ma zrobić, by naprawić swoje zachowanie. Mama przeprosiła królową za zachowanie syna i powiedziała, że porozmawia z nim, jak tylko wróci. Nie wiedziała, że Błyskawica siedzi już od długiego czasu w szafie. Nagle drzwi otworzyły się i przed królową mró­wek stanął zapłakany ślimak.

– Ja strasznie przepraszam, przepraszam Ciebie kochana mamusiu i królową mrówek. Już nigdy się tak nie zachowam. Wiem, że zrobiłem źle, nikogo nie słuchałem, byłem nieostrożny i sprawiłem wam wiele nieszczęść. Ale od dziś to się zmieni. Obiecuję ci, mamo!

– Byłeś tutaj cały czas? – zapytała mama. – Musisz teraz naprawić swoje zachowanie. Pójdziesz do lasu i pomożesz naprawić mrowisko. Będziesz również codziennie pomagał chorym mrówkom.

– To bardzo dobry pomysł – powiedziała królowa. – Chodźmy więc, nie traćmy czasu.

Błyskawica i królowa poszli do lasu. Przy mrowisku stali Kręcik i Lola.

Błyskawica przeprosił wszystkie mrówki jeszcze raz i zabrał się do pracy. Znosił igły z sosny, by zrobić z nich wielki kopiec. Lola doradziła mu, by zrobił dla mrówek płot z szyszek, wtedy będą bezpieczniejsze. Po kilku godzinach pracy mrowisko wyglądało naprawdę pięknie. Błyskawica od tej pory codziennie zachodził do lasu, by pomagać mrówkom. Tak spodobało mu się pomaganie innym, że wiele leśnych stworzeń przychodziło do niego z prośbą o pomoc. Czuł się wspaniale, uwielbiał pomagać innym, oglądać uśmiech na ich twarzach i na twarzy swojej ukochanej mamy. Zrozumiał, ile radości może przynieść innym, jeśli tylko przestrzega zasad i dobrze się zachowuje. Był już całkiem innym ślimakiem. Lola latała nad nim i często dopingowała swojego przyjaciela słowami „Brawo Błyskawica”. Mama i Kręcik wreszcie odetchnęli z ulgą.

Śmieszkowo okładka OK

  • Oprawa: miękka

  • Format: 168×230 mm

  • Liczba stron: 44, kolorowe i czarno-białe ilustracje

  • ISBN 978-83-8011-721-1

  • Premiera: grudzień 2014

  • Cena: 28 zł

Nasze recenzje Zobacz wszystkie »

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Sprawdź nasz kolejny artykuł

Adwent inaczej – oczekiwanie na narodziny


Na wieńcu adwentowym pali się już pierwsza świeczka. Nadszedł czas oczekiwania, rozmyślań, czas zatrzymania się i zastanowienia się nad sobą, nad tym, czy mamy w sobie jeszcze nadzieję. W tym roku adwent przeżywam w dwójnasób. Po pierwsze z punktu wiary, która jest we mnie silna. Po drugie ten czas jest w tym roku dla mnie bardzo wyjątkowy.

Przez ostatnie dziewięć miesięcy noszę  pod swoim sercem boże stworzenie, małą bezbronną osobę, która na świat ma przyjść w najbliższych tygodniach. To był cud, że udało się zajść w drugą ciąże tak szybko, mimo moich problemów z tarczycą. Prawie przez całą ciąże coś nie grało, a to cytomegalia, którą przeszłam najprawdopodobniej na początku ciąży, potem ta niepewność co do  drugiego badania usg. W między czasie historia z półpaścem i ospą, chorym okiem – miałam wrażenie, że nie wytrzymam tego tempa. Za dużo naraz rzeczy się działo. Ten rok jest można rzec pełen przeciwności, które zbijały mnie ze ścieżki. Nie poddawałam się i dalej walczę i ufam, że wszystko będzie w porządku. Choć przyznam, że nie było łatwo.

Ten czas adwentu sprawia, że jeszcze raz spoglądam na te ostatnie miesiące, na ten czas oczekiwania, przyjścia na świat potomka, córki… Przygotowania na jej przyjście odkładałam w czasie, sądząc, że mam czas, że jeszcze zdążę. Teraz kiedy do końca pozostało mniej niż trzy tygodnie cieszę się, że torba do szpitala już prawie w całości spakowana, ubranka wyprane i wyprasowane, a łóżeczko stoi już w sypialni.

Przygotowania, podwójne oczekiwanie…

Mimo wiary i ufności, gdzieś tam w głębi czuję niewielki niepokój. Czy wszystko się uda, czy kiedy się zacznie zdążę do szpitala (50 km), co z Marcinem, kto się nim zajmie, czy mąż będzie wtedy w domu, … ?

Drugi poród przede mną, pozostało mi czekać na nadejście córki…

Jestem wdzięczna Bogu, że poprzez moich bliskich dodawał mi sił na każdy dzień.  Teraz pozostało oczekiwanie i zapalanie kolejnej świeczki na adwentowym wieńcu.

Nasze recenzje Zobacz wszystkie »

Subscribe
Powiadom o
guest

5 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Milena Kamińska
Milena Kamińska
9 lat temu

Na pewno wszystko będzie dobrze, skoro Bóg poprzez twoich bliskich dodawał Ci sił na każdy dzień, skoro jest wszystko dobrze mimo tylu komplikacji i trudności to nie zostawi Cię , będzie wspierał do samego końca. Dużo zdrówka i sił.

Rachela
Rachela
9 lat temu

Dziękuję bardzo za dobre słowa. Teraz pozostało nam czekać, cierpliwie czekać 🙂

umamyitaty.pl
umamyitaty.pl
9 lat temu

A ja zapraszam w ramach oczekiwań tutaj http://mamyadwent.blogspot.com/ coś dla każdej z mam 🙂
Pozdrawiam i gratuluję.

Rachela
Rachela
9 lat temu
Reply to  umamyitaty.pl

Dziękuję i chętnie odwiedzę 🙂

AKRRTASA
AKRRTASA
6 lat temu

Nie możliwe

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close