Dzwonek do drzwi, najpierw jeden, za chwilę kolejne. Trudno, odstawiam dziecko od piersi wyzywając w duchu tego, kto mi tak upierdliwie do drzwi się dobija. Szybki rzut okiem w judasza, otwieram patent, a tu sąsiad…
– Dzień dobry sąsiadko, a nie cieknie u was przypadkiem? Łazienkę mi zalało…
Patrzę jak na dziwnego, dziecię oderwane od piersi mruczy z niezadowolenia.
– Nic nie wiem w temacie, wydaje mi się że jest ok, ale sprawdzę. W łazience, tak?
Drzwi otwarte, robi się przeciąg, dziecko mruczy. Patrzę z przerażeniem po mieszkaniu a tu jak po przejściu tornada. Do diaska nie miałam kiedy posprzątać, to znaczy miałam, ale wolałam położyć się z małym.
– Niech sąsiad wejdzie, tylko ostrzegam jeszcze dziś nie sprzątałam.
Od razu po głowie kołacze się myśl “idiotko, trzeba było się nie odzywać, może nie zauważy”. No pewnie, to skrzypienie piachu pod kapciami, bo kuźwa mąż był rano z psem na łące i tonę piachu naniósł a do tego suche liście nie wiadomo skąd, skoro wiosnę już mamy. Szybki rzut okiem w lewo – jedną ręką przymknęłam drzwi do sypialni, akurat przez szybę nic nie widać. Szybki rzut okiem w prawo… Fuck, mogłam trzymać gościa na korytarzu, bo w salonie to miałam już wszystko na podłodze, łącznie z pieluchą, ale kiedy do jasnej Anielki miałam się jej pozbyć, skoro młody od razu do cyca po spaniu??? Sąsiad wszedł i widziałam kątem oka jak się rozgląda po tym syfie… Mi aż gorąco, nic że go zalaliśmy, nic że szkody, za to trauma, że ja, swojska wersja Perfekcyjnej Pani Domu, raz kiedyś poszłam spać i nie ogarnęłam chaty. A teraz mam za swoje. Syf, kiła i mogiła.
Dziecko zaczyna płakać głodne i wystraszone, sąsiad oferuje się, że zanurkuje w otchłań pajęczyn w zabudowanym pionie (nie wierzę że ktokolwiek sprząta w tym betonowym zaułku).
– To może pierwsza zerknę.
Jasne. Patrzę i nie wiem gdzie i na co mam patrzeć. Sąsiad przezorny, ma latarkę, trudno niech nurkuje.
– No nie wiem… nie widzę… aha! Jest, widzi pani skąd tak cieknie?
Dalej nie widzę niczego. Ale jak sąsiad widzi to znaczy że ja się nie znam, bo on facet to zna się na pewno na rurach i ciemnej otchłani.
– Zakręcę u pani zimną wodę bo u nas dalej leci i trans…. (coś tam) mi spaliło, a jakby nie było nas w domu to wszystko mogłoby pójść z ogniem.
Boże, niedobrze! Padł na mnie blady strach przed pokryciem szkód z własnej kieszeni i przylgnięciem miana podpalaczki. A może zatapiaczko – podpalaczki. A ci sąsiedzi to takie miłe ludzie są. I dzieci skaczące nad głowami nie przeszkadzają, i zawsze kilka zdań zamienią. W niczym mi nie wadzą, a ja ich topię i podpalam. Dziecko na ręku już nie mruczy, nawet nie płacze, wyje. Spojrzał na sąsiada i drze się z przerażenia. Jeszcze tego brakowało…
– Wie pan, przykro mi że tak się stało, złośliwość rzeczy martwych, zadzwonię do męża, jak wróci z pracy od razu do pana podejdzie bo ja się zupełnie na tym nie znam.
– Nie trzeba, bo pani wie, że to w pionie, ( co z tego, że wiem jak nie kumam do końca) tylko trans…. (coś tam) spalone….
– Dobrze, to ja poproszę męża….
W tył zwrot, dziecko łka, sąsiad do drzwi, dziecko płacze jakby ciszej. Jeszcze na odchodnym, sąsiad zwraca się do malucha:
– Nie płacz, ja ciebie nie zauroczę, bo co jak co ale paznokcie to mamusia ma ładnie zrobione, czerwone…
No tak, w chacie syf, dziecko głodne się drze, zapach zupy rybnej i zużytej pieluchy roznosi się po mieszkaniu, ale na paznokcie miała czas… Czy może być piękniej? Ano, może… Nie dodzwoniłam się do ślubnego, więc jeszcze nie wiem, ile godzin spędzę bez bieżącej wody w kranie. Ne zapytam więcej, czy może być jeszcze piękniej 😛