Nie wiem dlaczego z końcem roku, albo początkiem nowego, pojawiają się na blogach podsumowania minionego roku, ale widać bakcyl jest zaraźliwy bo i mnie trafiło. Ale ja sobie podsumuję ostatnią pięciolatkę. Dlaczego? Mniej więcej pięć lat temu zaszłam w ciążę, przestałam pracować, niejako zostałam uziemiona – tak zaczęła się moja przygoda z internetem. Nie żebym wcześniej nie używała, ale służył mi głównie do sprawdzania poczty i pisania ze znajomymi na GG.
Pierwsze co mi przychodzi na myśl, to że dramatycznie spada poziom wypowiedzi internautów. Kiedyś jak się czytało komentarze pod obojętnie jakim artykułem, to trzymały one poziom, wypowiedzi były merytoryczne i napisane po polsku nie po polskiemu. Z roku na rok systematycznie robi się coraz gorzej. Czemu? Moja osobista teoria jest taka, że za często korzystamy ze smartfonów i tabletów, a pisać na takowym ustrojstwie ciężko. Pojawiają się komentarze pisane bez polskich znaków (żałosne), bez znaków przestankowych, bez wielkich liter, bez ładu, składu i sensu. Albo w ogóle brak komentarzy za to mnóstwo „lajków” i „plus jedynek”, bo łatwiej kliknąć niż coś napisać. Mnie jako blogerki to nie satysfakcjonuje, zdecydowanie wolę, jak zostawiacie pod wpisem coś więcej.
Jak byłam w ciąży i mniej więcej przez pierwszy rok życia Duśki namiętnie grywałam w gry online na Kurniku i Interii. Niestety, poziom kultury graczy spadł tak samo szybko jak poziom wypowiedzi internautów na portalach informacyjnych, już tam nie gram, szkoda mi zdrowia i nerwów. Przyznaję trochę żal, pyknęłoby się czasem partyjkę w domino, ale wolę sobie postawić pasjansa w komputerze niż szukać gracza, który mnie nie nawyzywa od najgorszych jak go ogram. Nie przesadzam, spotkałam się z tym nie raz.
Jestem blogerką parentingową, ale tak naprawdę niewiele blogów parentingowych czytam. Dlaczego? Hmm, bo są mało porywające? Subskrybuję tylko cztery: Gula, Ciepełkowo, Matka Sanepid i Zaradna Mama. Resztę czytam wyrywkowo z nadzieją, że trafi się kolejna perełka do kolekcji, ale jakoś się nie trafia. Czemu? Eehh, mało blogów jest napisanych po polsku, mało jest naprawdę ciekawych, wybaczcie koleżanki blogerki, ale relacja z wizyty na placu zabaw nie jest porywająca. Nigdy nie wracam na blogi, gdzie obowiązuje zatwierdzanie komentarzy. Cenię sobie wolność słowa i jeśli ktoś ma ocenić czy pokazać moją wypowiedź ogółowi czytelników czy nie, to ja za taką znajomość dziękuję. Nie żebym była za pozwalaniem na wszystko jak leci, komentarze wulgarne lub obraźliwe można, a nawet trzeba usuwać, ale kulturalna, konstruktywna aczkolwiek opozycyjna wypowiedź moim zdaniem zasługuje na publikację. Kilka razy się przekonałam, że tylko moim.
Jako wegetarianka namiętnie czytam i subskrybuję blogi kulinarne wegetariańskie. Sojaturobie jest moim faworytem, ale Weganie czy forum Wegedzieciak też są godne pochwały, codziennie na nowo dostarczają mi argumentów, którymi przekonuję moich znajomych, że bez mięsa da się żyć. Siebie już nie muszę przekonywać, od dziewiętnastu lat nie jem mięsa 😉
Nie samym chlebem, nawet wegetariańskim, człowiek żyje. Mówiłam Wam już, że jestem użytkowniczką Linuxa (tak tak, to już czwarty rok, kiedy to zleciało?), więc czytam i subskrybuję blogi linuxowe. Tutaj od lat nic się nie zmienia, Przystajnik pisany przez Salvadhora ciągle jest numerem jeden. Co prawda ostatnio Salvadhor oscyluje w kierunku Linux Manjaro, kompletnie obcej mi dystrybucji, jednak ciągle pisze o nowościach programowych i przydatnych kruczkach w Linux Mint i Ubuntu. Salvadhor, wielki ukłon w Twoją stronę, gdyby nie Ty, na moim dysku nie byłoby takiej ilości programów graficznych. Dla niezorientowanych w temacie: wszystkie te programy są darmowe 😉
Nie samym netem człowiek żyje, niezależnie od zainteresowań czytam blogi moich przyjaciół z reala, niezależnie od tematyki. Lubicie szydełkować? Moja przyjaciółka z pewnością się ucieszy jeśli odwiedzicie jej pracowite szydełko.
Moim ostatnim odkryciem jest blog Michała Szafrańskiego o oszczędzaniu pieniędzy. No moim jak moim, to Żaklina wrzuciła linka do bloga na naszą grupę. Żaklina, w tym miejscu oficjalnie i publicznie Ci dziękuję! Blog jest wart uwagi nie tylko ze względu na tematykę, to co mnie najbardziej urzekło, to fantastyczny sposób budowania zdań wielokrotnie złożonych, co uwielbiam. Nie cierpię zdań, które po trzech słowach kończą się kropką, dla mnie to slogany reklamowe, nie prawdziwe wypowiedzi. Poza tym Michał naprawdę wie o czym pisze, zna się na rzeczy, jest to chyba najbardziej merytoryczny blog jaki czytam.
Dla rozrywki czytam blogi Marka Niedźwiedzkiego i Krystyny Jandy. Fantastycznie jest poczytać ludzi, którzy umieją się wysławiac po polsku, mają swoje zdanie i nie próbują się dopasować do czytelników.
Co jeszcze robię w internecie? Zamawiam książki w bibliotece 😉 I tu duży plus dla bibliotek, które się komputeryzują, dla matek “siedzących” w domu to naprawdę spore ułatwienie. Wystarczy zamówić książki, które mam ochotę przeczytać, z mojego miasta odbieram sama, z Warszawy przywozi mi mąż. A nie ma co ukrywać, Warszawa miasto bogate, biblioteka jest naprawdę dobrze zaopatrzona, gdyby nie możliwość zamawiania przez internet nie miałabym dostępu do wielu książek. A molem książkowym to ja jestem od zawsze.
Wbrew ogólnej modzie nie jestem fanką portali społecznościowych, korzystam z nich tylko i wyłącznie w celach służbowych (moje redakcyjne koleżanki wiedzą co to znaczy 😉 ) Nie czuję potrzeby obnażania się publicznie, nie wrzucam swoich zdjęć, a tym bardziej zdjęć dziecka na Facebooka czy Google+. Znawcy twierdzą, że Nasza Klasa niedługo całkiem padnie, tak samo jak padło Grono.net, więc nawet nie mam powodu żałować, że nie mam konta na nk.pl Za to nauczyłam się, że GG nie jest najlepszym komunikatorem, coraz częściej korzystam z Google Talk i z Jabbera. Jestem też stałym gościem na czacie linuxiarzy.
W ostaniach latach zmieniłam przeglądarkę, Opera przegrała z Google Chrome. Założyłam sobie konto na YouTube i zaczęłam tworzyć playlisty, głównie dla dziecka. Nigdy nie zaprzyjaźniłam się bliżej z popularnym Liskiem. Jakoś nie mogliśmy się dogadać, chociaż niewątpliwie ma on swoje zalety.
Od kliku lat wypełniam ankiety za punkty, ale jestem coraz bliższa zaprzestania tego, zaczynam czuć się wykorzystywana, różne firmy prowadzą badania rynku rzucając ankietowanym kompletne ochłapy. Kiedyś gdy zapraszano mnie na takie badania, dostawałam bon zakupowy jako podziękowanie i rekompensatę za poświęcony czas. Teraz w internecie muszę poświęcić tego czasu około dziesięć razy więcej, aby uzbierać punkty odpowiadające tej kwocie.
Powoli zgadzam się z internautami, którzy twierdzą iż artykuły na portalu wp.pl piszą gimnazjaliści. Przyzwyczaiłam się do śledzenia pogody na sat24.com. Aktualnie rozważam założenie konta na portalu bilblionetka.pl.
Można by zapytać Qvo Vadis Mirella? Ano nie wiem… pięć lat temu internet był tylko przelotną rozrywką, powoli staje się miejscem pracy, myślę, że to dobry kierunek.